Miesiąc: czerwiec 2008

  • A nogi same go poniosły

    Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że dziś Roch nie zaliczy jakiegoś większego dystansu. Ciężkie, granatowe chmury wisiały nad Rochem i od rana straszyły deszczem. Pełen nadziei na jakiś mały wypad Roch wyszedł na rower. Pojechał do Adventure dowiedzieć się co z zamówionym kołem i dlaczego piasta tak długo idzie.

    Wyszło na to, że Roch pojedzie jutro do Chorzowa i tam spróbuje kupić wymarzoną piastę XT i zawiezie do Chłopaków celem zaplecenia koła. Z Adventure wrócił do domu i tam zrobił sobie kawkę. Sącząc ją czytał wiadomości, sprawdzał pocztę, konsultował się z Promotorem.

    W okolicach godziny 1800 Roch wybrał się na wieczorną przejażdżkę. Chmury nadal straszyły deszczem, a więc Roch nie planował szaleć z kilometrami. Jednak mnogość rowerzystek na drodze do Pniowca spowodowała, że nogi same go niosły. Roch nie potrafił opanować oszalałych nóg, które coraz mocniej naciskały na pedały.

    Jedna z owych rowerzystek tak Rochowi wpadła w oko, że chciał zawracać, ale nogi nie pozwoliły na to. W końcu znalazł kawałek placu żeby zawrócić i już pędził w kierunku owej rowerzystki. Nogi nie przestawały szaleć, a rowerzystki ni widu ni słychu. W końcu na horyzoncie pojawiła błękitna plamka, która mogła być ową rowerzystką.

    Po krótkiej chwili już był obok niej, ale nogi nie słuchały rozkazów mózgu i nadal naciskały na pedały. W końcu przestały i Roch mógł odpocząć. Jednak wraz z opanowaniem nóg Rochowi odłączył się aparat mowy. Po dłuższym rozruchu w końcu zadziałał i udało się nawiązać konwersację. Na zakończenie Roch próbował wydobyć numer od rowerzystki, ale ostrożna nie chciała go udostępnić.

    Jednak powiedziała, że jeździ o stałej godzinie i stałą trasą. Wystarczy zaczaić się i w lasku i, oczywiście przypadkowo, spotkać się na trasie.

    Później nogi ponownie zaczęły szaleć i ponownie zrobiły więcej niż 50 kilometrów. Chyba trzeba się przyzwyczaić, że minimum na ten sezon to 50 kilometrów i ani metra mniej.

    Tak, czy inaczej Rochowi opłacił się wyjazd.

    Roch pozdrawiam Czytelników.

  • Mniej Rochu, mniej!

    Początkowo Roch chciał sobie odpuścić dzisiejszy wypad. Tłumaczył to sobie tym, że od dwóch dni nie schodzi poniżej 50 kilometrów, a nogi muszą odpocząć. Z tym założeniem ruszył przed siebie. Początkowo realizacja planów szła gładko. Delikatnie naciskał na pedały, płynął jednym słowem.

    Cały plan zaczął się sypać gdy zobaczył przed sobą długi, prosty i równy odcinek drogi prowadzącej na Pniowiec. Uzależnienie od bólu mięśni wzięło górę i Roch pomknął niczym kundel za Rochową łydką. Wracając lasem zauważył wygrzewającego się zaskrońca. Ominął go szerokim łukiem i pomknął dalej od czasu do czasu spoglądając za siebie, czy zaskroniec nie rzucił się w pościg za Rochem.

    Po powrocie do domu Roch zrobił sobie kawę i zasiadł, na godzinkę, do komputera. Sprawdził pocztę, poczytał wiadomości i wrzucił nową partię muzyki do mp3grajka. W ten sposób zaplanował sobie wieczorny wypad, który również miał być czysto rekreacyjnym.

    Tym razem Repty i tamtejsze ścieżki, ale widząc kręte, ciasne i pokryte korzeniami boczne ścieżki Roch nie mógł się powstrzymać i skręcił w prawo wjeżdżając w najbliższą ścieżkę. I tak oto plany jakiegoś delikatnego, mało męczącego wypadu dwukrotnie wzięły w łeb.

    Żeby było weselej dziś ponownie nie udało się Rochowi zejść poniżej 50 kilometrów. Jeszcze niedawno narzekał, że nie potrafi zrobić większego dystansu, a teraz zaczyna narzekać, że krótkie dystanse mu nie wychodzą.

    Dzień zakończony wynikiem 55 kilometrów ze średnią 23km/h.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ostry czerwiec

    Jak słusznie zauważyła Salve! w swoim komentarzu Roch nie opublikował statystyk za maj. Czym prędzej to naprawia i publikuje osiągnięcia rowerowe w cyfrach:

    Maj_2008.pdf

    Dla osób nieklikatych: w maju udało się przejechać 902 kilometry w czasie 49 godzin 30 minut ze średnią 16,86km/h.

    Roch przeprasza za opóźnienie, ale musiał się uporać z formułami w rozrastającym się arkuszu. Jedno się poprawi to dziesięć innych komórek się posypie.

    ****

    Dzisiaj Roch nie przemęczał się dlatego, że wczoraj zostało zrobione 67 kilometrów, a więc dzisiaj można było sobie odpuścić. Na początek wypadu Roch pojechał na Repty i tam przejechał kilka razy trasę wczorajszych zawodów. Większego zmęczenia Roch nie doznał, ale kilka podjazdów dało się we znaki.

    Z Rept – tradycyjnie już – na Pniowiec i powrót laskiem pachnącym, zielonym i szumiącym. Tak, to oznaki tego, że wiosna (lub lato) zadomowiła się na stałe i będzie coraz ładniej. Dodatkowym atutem są truskawki, którymi od trzech dni żyje Roch. Śniadania i kolacje to truskawki i nic innego. Trzeba korzystać póki są szczególnie, że Roch to truskawkowy chłopak.

    Kilometrów dziś wyszło mniej niż wczoraj – tylko 55 (przez dwa dni czerwca 123km). Towarzyszyła Rochowi muzyka, raczej smętna bo tak jakoś dziś się czuje, mimo pachnącego lasu, czerwonych truskawek i udanego roweru. Najlepiej nastrój Rocha obrazuje ballada:

    Metallica – The Unforgiven
    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=5cGvzApDZKI&hl=pl&w=425&h=355]

    Roch pozdrawia Czcigodnych Czytelników.

  • Ludzi masa

    Po spożyciu obiadu cała trójka ponownie umówiła się na rowery. Peleton w składzie Michał, Nosiu i Roch pedałował w kierunku Chechła, ale na miejscu okazało się, że ludzi jest tyle, że nie ma gdzie usiąść. Pojawił się pomysł wypadu na Świerklaniec. Na miejscu okazało się, że ludzie przeszli z Chechła na Świerklaniec.

    W końcu całą trójka udała się na Bunkier, gdzie w końcu mieli spokój. Można było się zrelaksować odpocząć od pedałowania, a nawet zobaczyć dziewczynę, która jechała na GT Avalanche 3.0. Roch chciał wrócić po rowerzystkę, ale już jej nie było. I tak Roch zmarnował kolejną okazję.

    Na zakończenie wypada napisać, że dystans wyniósł 67 kilometrów. Z zawrotną średnią – w porywach 30km/h!.

    Na całkowite zakończenie fotka całej trójki. Niech ona będzie całą esencją wieczornej notki:

  • Krótka relacja z zawodów

    Punktualnie o 1100 Roch zameldował się na starcie. Wraz z Rochem zameldowali się także Michał i Nosiu. Cała trójka wjechała dostojnie na start i zaczęła wyłapywać co poniektórych znajomych. Stawiła się cała rowerowa brać.

    Pierwsi wystartowali najmłodsi, którzy mieli do pokonania jedną pętle o długości 3,5 kilometra. Roch z Michałem pojechali za nimi.

    Kategorie pomyliliście – Powiedział Zbyszek.
    No tylko w tej mamy szanse wygrać – Odpowiedział Michał.

    Okazało się, że nie tylko Roch i Michał jechali. Na trasie znaleźli się także Adaś i Marek, którzy pilotowali najmłodszy peleton. Roch z Michałem i Nosiem zamykali tyły pilnując żeby żaden zawodnik nie został w tyle.

    Tym, którzy obiecali jakąś łapówkę trochę się pomagało, tak żeby nie odstawiali za bardzo od reszty dzieciaków. Zabawa całkiem miła, ale to w końcu Dzień Dziecka.

    Końca zawodów nie doczekali – cała trójka pojechała na Dolomity i Suchą Górę gdzie ścigali się z ptakami i innymi ślimakami.

    A popołudniu prawdopodobnie drugi etap – wszystko zostanie skrzętnie wynotowane przez Rocha.

    P.S: Na koniec – piękny Lefty: