Wyniki wyszukiwania dla „label/SieMotywuje”

  • Dzień #8: za dnia, jak człowiek

    Zaległa notka, ale wczoraj rower był jak najbardziej. I udało się (w tym miejscu powinny być fanfary i wiwaty) pojeździć w dzień i pojechać w lubianym kierunku, czyli do Las(k)u Aniołowskiego. I tak się złożyło, że Roch znalazł tam całkiem niezłą dróżkę. Zdjęcie obok, a na końcu panorama i może — o ile udał się — film na Youtube. Tak więc w końcu Roch poszedł pojeździć za dnia, ale jeżdżenie w nocy ma swój ogromny plus: nie ma ruchu, nie ma ludzi chodzących gdzie tylko się da i można spokojnie przejechać się nie myśląc z innych.

    Kokardki w sumie nie było, ale też Roch tylko częściowo jechał swoją stałą trasą. Później to już pedałował na zasadzie \”a może tu skręcę\”. Zazwyczaj udawało się trafić na jakiś fajny kawałek ścieżki rowerowej aż w końcu Roch zawinął się do domu, gdzie dopadł go grill i tym samym to co spalił to z powrotem przyjął, a i pewnie nawiązka się trafiała, ale jak to mówią \”karma zawsze wraca\”. W tym przypadku dosłownie. Karma.

    Po powrocie zasiadł na fotelu i czekał aż Michalina wstanie, ale ta twardo ciągnęła ze spaniem. Wstała dopiero o 1800 i można było iść na rower. W końcu Michalina też lubi sobie pojeździć, a Staś wybrał inny środek transportu, ale o tym będzie niebawem. W sumie można już zacząć ostrożnie podsumowywać akcję SięMotywuję. O ile nie udało się zrealizować pełnych piętnastu dni pedałowania, z różnych powodów, czasem z lenistwa, a czasem pogoda nie dopisała to Roch i tak uważa to za sukces. Zrzucenie pokaźniej liczby kilogramów, poprawa kondycji (górki już nie bolą końcówek włosów) a i chęć do dalszego jeżdżenia jest. No i licznik się okazał fajną sprawą, ale o tym też może w krótce będzie. I na sam koniec, ale w cale nie jako ostatni: blogasek jakby odżył, a Rochowi zachciało się blogaskować. Na zakończenie obiecany filmik:

    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=4HFj-VTTekQ]

    I dodatkowo jeszcze śladzik, bo jakoś tak Rochowi zawsze włączy się telefon:

    I panorama jeszcze, ale to już koniec:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dzień #5: za ciepło ubranym też nie warto jeździć

    \”Złej baletnicy nawet rąbek u spódnicy\” – tako rzecze stare przysłowie ludowe, a Roch jest doskonałym tego przykładem. Jeśli prześledzić by ostatnie wpisy to Rochowi zawsze coś przeszkadzało; a to McD, frytki, a dziś za ciepło się ubrał, a wczoraj było mu zimno.

    Jednak pora zacząć od początku. Jako, że Roch zaliczył obsuwę i jeden dzień wypadł mu z obiegu to musiał nadrabiać straty kilometrowe. Dziś zaplanował sobie podwojenie dystansu, czyli przejechanie kokardki dwa razy.

    Bardzo spodobała mu się ta trasa, bo jest i z górki i pod górkę i trochę po prostej, czego można chcieć więcej? No może wypadu do raju, ale to powinno udać się w weekend, bo nocą Roch ma obiekcje przed wjechaniem do lasu – i nie chodzi tu o duchy, czy strachy, a o zwykłych, żuli z krwi i kości, którzy dla Rompera mogą chcieć wejść w posiadanie roweru, na którym Roch jeździ. Więc pozostało mu jeździć po oświetlonych ścieżkach rowerowych, a o bardziej terenowych ścieżkach zacznie marzyć jak nadejdzie \”piątek, piąteczek, piątunio\”.

    Drugi raz był lepszy od pierwszego, ale po dziesiątym kilometrze Roch musiał się napić wody. Tę na szczęście zabrał ze sobą, więc sięgnął do tylnej kieszeni i mógł robić drugą dziesiątkę. Jutro kokardka jeszcze dwa razy, ale Roch już myśli o tym, żeby potroić dystans, a to już będzie nie byle co. Na zakończenie oczywiście śladzik (nie śledzik, chociaż śledzić też można):

    Skutkiem ubocznym tego, że Roch twardo wsiada na rower jest utrata wagi, nawet znaczna i koszulka w końcu luźno zwisa. Same plusy.

    Roch pozdrawia Czytelników.