Miesiąc: marzec 2021

  • Zestaw kół do szosy i gravelu XLC WS-D01 – część druga

    No i nadszedł ten moment, w którym odpowiemy sobie na pytanie zadane w pierwszej części recenzji zestawu kół do szosy i gravelu XLC WS-D01, czyli cytując pierwszy wpis:

    Druga część, która pojawi się w marcu, odpowie Wam na pytanie, ile te koła są w stanie znieść.

    Jednak zanim odpowiemy sobie na to pytanie Roch trochę opisze o całym procesie ich składania. Bo poza szprychami, piastą i obręczą trzeba było na nie założyć jeszcze tarcze, oponę i podjąć decyzję w którą stronę iść. Drogi były dwie: albo dętka, albo mleko. Roch wybrał tą drugą drogę, czyli zrobienie z kół wersji bezdętkowych. Bo to wcale trudne nie jest, a zawsze to jakiś nowy skill w rowerowym świecie. W oficjalnej specyfikacji nie jest podane, że koła są „tubeless ready”, ale to wcale nie znaczy, że nie można ich zamlekować.

    Żeby to osiągnąć trzeba się trochę nagimnastykować, ale proces jest całkiem przyjemny jeśli tylko robimy wszystko dokładnie. O jakości wykonania i technikaliach Roch pisał w pierwszej części; teraz pozostało tylko opisać jak na tych kołach się jeździ, ale też Roch opisze kilka smaczków, na które trafił podczas składania kół, a które na pewno uchronią nowych i szczęśliwych nabywców przed przestojami w pracy. Tę część recenzji podzielimy nietypowo, bo na etapy pracy przy kołach.

    Dętka, czy mleko? Czyli w którą stronę pójść

    Po wyjęciu z kartonu mamy gołe koła, które wymagają pewnej troski żeby móc je założyć do roweru. Pierwsze co to oczywiście podjęcie decyzji, w jaki system iść. Dętka jest oczywista. Opaska na obręcz, dętka i opona. Nic nas nie zaskoczy, niczego nie da się zepsuć. Druga droga to „tubeless”. Czyli taśma, uszczelnienie obręczy, zawór i mleko. Trochę więcej zabawy, ale z doświadczenia Roch może polecić drugą drogę.

    Po pierwsze sam „fun” z grzebania przy rowerze, po drugie mamy coś nowoczesnego co po przebiciu samo się uszczelnia (a przynajmniej powinno), a po trzecie koszt jest porównywalny, a mleko – które zostanie – możemy spokojnie wykorzystać na dolewki. Nic się nie zmarnuje. Zaczynamy od odtłuszczenia powierzchni – to jest kluczowe i lepiej się do tego przyłożyć, bo może się okazać, że w połowie taśma się odklei i będzie „lipa”. Dobry odtłuszczacz to podstawa.

    Długo Roch kombinował czego użyć, aż w końcu użył resztek „nail cleaner” od Semilaca, którego Żonka używa do paznokci. Poważnie, to działa. Jak Wasza ładniejsza połówka ogarnia hybrydy to na pewno ma jakiś „nail cleaner”. Pewnie znajdzie się coś bardziej profesjonalnego, ale dla Rocha zupełnie takie rozwiązanie wystarcza. Po odtłuszczeniu pozostaje nakleić taśmę.

    W internetach jest sporo filmów o tym jak nakleić taśmę i są one przydatne. Na pewno dobrze napinamy taśmę, kleimy dokładnie i równo. Koniecznie na zakładkę. Najprościej zacząć 10 cm przed otworem na wentyl i skończyć 10 cm za nim. Tak, żeby taśma na siebie nachodziła. Jak już ogarniemy taśmę to sprawdzamy, czy nie ma bąbli powietrza (jak są to wyciskamy). Nie pozostaje nam nic innego jak zamontować wentyl, czyli robimy dziurę w taśmie i wkręcamy wentyl. I tu pierwszy #protip. Roch użył wentyli Trezado w rozmiarze 30 mm, które wychodzą na styk. Nie wystają zbyt dużo, można spokojnie pompować koło. Dłuższe wentyle będą bardziej wystawały, ale 30 mm to minimum żeby cokolwiek dalej z kołem zrobić. Jak już mamy wszystko zmontowane to zakładamy oponę, wlewamy mleko (60 ml spokojnie wystarczy) i pompujemy. Mamy gotowy zestaw kół, z których zrobiliśmy bezdętkowe.

    A hamulce? Co z hamulcami!

    Według specyfikacji jedynie tarcze w systemie center lock pasują do kół, ale można zastosować adapter center lock -> 6 śrub. Jednak Roch poszedł w centerlock, a tarcze to Shimano XT (SM-RT86). I tutaj ważna uwaga: tylne koło, mimo, że ma oś 12 mm to potrzebuje nakrętki center lock do osi 15 mm. Oznaczenie tej nakrętki to SM-HB20. W przednim kole spokojnie sprawdzi się ta dołączona do tarczy.

    A to przez nakrętkę regulacji luzów, która umożliwia kasowanie luzu łożysk na zamontowanym kole. Tak, zestaw kół do szosy i gravelu XLC WS-D01 ma możliwość kasowania luzów nawet jak koła są zamontowane w rowerze. Genialne rozwiązanie! jak już wszystko zmontujemy to mamy wyborny zestaw kół.

    Wrażenia z jazdy

    No i doszliśmy do clou tej części recenzji. Jak się na tych kołach jeździ. Pierwsze to rzuca się w oczy, a właściwie to w uszy, to brak odgłosów kręcącego się bębenka. Nic nie grzechota, a rower jest bezgłośny. Jedynie opony szumią i wiatr w uszach. W porównaniu do fabrycznych kół Gianta Roch może powiedzieć, że zdecydowanie kręcą się lżej i płynniej. Roch nie wie na ile dodatkowych watów to się przełoży, ale na pewno kultura pracy jest zdecydowanie wyższa.

    Do tego wyżej wspomniany sposób kasowania luzów zasługuje na brawa. Nie trzeba się bawić w zdejmowanie koła i kasety żeby dobrać się do konusów. Tutaj wystarczy poluzować imbusem 2.5 mm śrubkę i palcami przekręcić nakrętkę żeby skasować luzy. Można to zrobić nawet na trasie. Wystarczy mieć imbusa 2.5 mm. I tyle.

    Według specyfikacji na koła można założyć maksymalnie oponę 35 mm. I tutaj Roch musi napisać, że opona o szerokości 38 mm spokojnie się mieści w obręczy i przy tym nie jest balonem. Obecnie Roch ma opony 700x38C i rower nic nie stracił na trakcji. Dalej jest pewnie i przyczepnie. No i ciut wygodniej niż na 35 mm.

    Podczas jednej z przejażdżek, wieczorem, Roch całkiem przypadkiem i nie zamierzenie zjechał ze schodów. Po prostu było ciemno, mimo lampki, cień padł tak że wydawało się prosto, a okazało się, że wcale tak nie jest. No i schody zaliczone, koła dalej proste, więc są też odporne na błędy (i schody). Jazda na tych kołach przypomina poruszanie się luksusową limuzyną, która ma podwójne szyby, więc do kabiny nie przedostaje się nic z zewnątrz. Tak samo jest tutaj. Zupełna cisza. Do tego gravelowanie na tych kołach też nie sprawia problemu. Nawet brodzenie w grząskim piachu nie robi na nich wrażenia, nie mamy wrażenia, że te koła są wiotkie i giętkie. Po szutrze idą jak dzik w żołędzie i mało co potrafi je zaskoczyć. Trochę Roch obawiał się o zaplot, bo jednak słoneczko z jednej strony wywołało u niego obawę, że przy pierwszym hamowaniu albo wjechaniu w dziurę koła poskładają się, ale nie, wszystko jest na swoim miejscu więc obawy o sposób zaplotu były bezsensowne.

    Podsumowanie

    I doszliśmy do końca tej recenzji. Wyjątkowej pod każdym względem. Z jednej strony to pierwsza taka recenzja, która została podzielona na dwie części. To wynika z potrzeby pojeżdżenia i poczucia tych kół. Z drugiej strony to pierwsza recenzja, która od Rocha wymagała podjęcia szeregu decyzji, które tak naprawdę miały wpływ na to jak te koła się zachowały. Od podjęcia decyzji o przejściu na system bezdętkowy, przez dobór tarcz, aż w końcu na montaż opony, która – jakby nie patrzeć – jest poza fabryczną specyfikacją producenta, ale to właśnie, według Rocha, jest naturalnym podejściem do tematu. Trzeba sprawdzić warunki graniczne, a nie tylko opcje zawierające się w specyfikacji.

    Można było szukać opony 35 mm, ale można też było użyć tego co ma się pod ręką i sprawdzić rezultaty, a te są jednoznaczne. Zestaw kół XLC WS-D01 sprawdził się w każdych warunkach. Od jazdy po schodach, przez wypady \”do miasta\” aż do dłuższych wypadów przez \”drogi, lasy i szutry\”. Pozwalają na wiele błędów i wybaczają chwile nieuwagi, a przez to stały się idealnym towarzyszem w Rochowym gravelu.

    Na plus na pewno można zaliczyć kulturę pracy, jakość wykonania i spasowania elementów. Na pewno rozwiązania techniczne, jak na przykład kasowanie luzów, czy „maszynówki” w piastach, do tego ich wytrzymałość i tolerancja na błędy. Małą łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest ta nieszczęsna nakrętka centerlock tylnego koła, ale teraz już będziecie wiedzieć, że trzeba od razu zamówić większą nakrętkę.

    Roch jest mega zadowolony z tych kół. Nie tylko sprawiają wiele frajdy podczas jazdy, ale też możliwość ich konfiguracji, dopasowania pod siebie, a w końcu spędzenia kilku wieczorów w „Garażowym serwisie rowerowym” jest wartością samą w sobie. Dłubanie, dopasowywanie i skręcanie. Całe to przedsięwzięcie zakończyło się kołami szytymi na miarę, tak jak garnitur, tak te koła pasują jak ulał i dopełniają gravelowego charakteru roweru.

    I na koniec odpowiedź na główne pytanie tej części recenzji:

    Druga część, która pojawi się w marcu, odpowie Wam na pytanie, ile te koła są w stanie znieść.

    Bardzo dużo.

    Już całkiem na zakończenie garść statystyk, czyli gdzie Roch jeździł na tych kołach. Wszystkie linki są dostępne na Stravie:

    Być może ustawienia Stravy spowodują to, że osoby bez konta zobaczą tylko stronę logowania, więc poniżej Roch zamieszcza screen dla osób, które nie korzystają ze Stravy.

    Artykuł powstał przy współpracy z rowertour.com – sklep rowerowy online i XLC parts.

  • Idziemy w maratony!

    Yes! yes! yes! – tak zareagował Roch kiedy zobaczył terminy Bike Atelier Maraton, jeszcze bardziej się ucieszył jak doszły do tego lokalizacje tych maratonów. Po roku bez \”ścigania\” i ogólnego rozpiep*u Roch czuje się jakby zerwał się z łańcucha. I tak w tym roku plan minimum zakłada dwa starty. I to starty szczególne, bo jeden w Częstochowie, a drugi w rodzinnych Tarnowskich Górach. I w tych dwóch Roch na pewno pojedzie. Choćby się waliło i paliło. No chyba, że jednym twittem zabroni się aktywności, ale to już nie zależy od Rocha.

    No więc pora zacząć się przygotowywać do tych startów. Rowerowanie już jest, pozostaje jeszcze zacząć znowu biegać. Z tym bieganiem to fajna sprawa, bo jest sezonowe. Roch nie lubi biegać zimą, bo jest zimno i ślisko, a latem jest znowu za gorąco. Więc bieganie jest tylko w okresach przejściowych, a potem przestaje biegać i jest podręcznikowy efekt yoyo. No, ale mając motywację w postaci startu w dwóch (przynajmniej w dwóch) maratonach Roch chyba zacznie biegać. W końcu jest kolejny okres przejściowy, czyli kończy się zima, a zaczyna wiosna.

    Nie mniej jednak takiego obrotu sprawy Roch się nie spodziewał. W poprzednim sezonie Częstochowa wypadła z kalendarza, ale w tym wróciła i doszły do tego Tarnowskie Góry. Pora zatem zacząć przygotowania. W tym sezonie już rower będzie przygotowany we własnym \”garażowym serwisie rowerowym\”.

    Na zakończenie plakat z terminami maratonów:

    Źródło: Bike Atelier Maraton

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wraca nowa normalność

    Nie, nie będzie o polityce, a o tym, że przez aferę zębową Roch wypadł z rytmu. Kolejna drama, którą przyszło toczyć Rochowi to – oczywiście – jego ząb. Tak się jakoś zdarzyło, że ząb był pękł w dziwny sposób i od tego zaczęła się lawina \”sypiących się terminów\”. Bo z zębem jest tak, że nie da się go samemu naprawić, tylko trzeba iść do fachowca, który zna się na robocie. Na szczęście Roch ma znajomą Panią od zębów, która pomogła mu wyjść na prostą.

    W sumie pięć wizyt i chyba będzie dobrze. Chyba, bo ta piąta wizyta jest jeszcze przed Rochem. A dlaczego aż pięć? Bo Roch nie potrafi długo wysiedzieć na fotelu. Bynajmniej nie chodzi o ból i wiercenie, a o nudy. Roch nie lubi siedzieć w jednym miejscu bez ruchu, ale z otwartymi ustami. To też Pani stomatolog musiała wykazać się anielską cierpliwością, ale udało się pokonać najgorsze i teraz już tylko będzie z górki. Musiała też zabierać Rochowi ssak, którym ten bawił się przykładając go do języka.

    Ale dość tej dramy, lepiej przejść do lepszej części, czyli do roweru. W ostatni weekend Roch znowu pojechał na poszukiwania wjazdu na tą wymarzoną część drogi technicznej przy A1. Tak, to już jest nudne, ale Rochowi nie daje to spokoju bo wie, że tam jest superowe miejsce na gravelowanie. Jak jeszcze dojeżdżał do pracy to widział tę ścieżkę zza szyby samochodu, ale nie wie (jeszcze) jak tam wjechać rowerem, a na autostradę rowerem nie można wjeżdżać.

    Przed Rochem jeszcze jest dokończenie recenzji kół, na których teraz jeździ, a trzeba przyznać, że poszedł on po bandzie; koła są bezdętkowe, opona też jest szersza, ale o tym wszystkim i o innych smaczkach będzie już nie długo. Tak więc, nie licząc drobnego epizodu zębowego, który trwał około miesiąca, Rocha wraca do normalności. Najważniejsze, że pogoda dopisała na tyle żeby pojeździć na rowerze, bo z tego wszystkiego to właśnie jeżdżenia na rowerze brakuje Rochowi najbardziej. Fakt, że dni są coraz to dłuższe wzbudza w Rochu nadzieję, że po pracy wyłączy komputer, wskoczy w obcisłe i zrobi jakąś rundkę \”dookoła komina\”.

    Wcześniej było to trudniejsze, bo po pracy jeszcze godzina w samochodzie, ale teraz na home office ta godzina może być przeznaczona właśnie na pedałowanie i to podoba mu się najbardziej, a jak w końcu znajdzie ten właściwy wjazd to i rundka do Woźnik będzie możliwa, bo ten odcinek właśnie tam się kończy. Kto wie, może w najbliższy weekend Roch tego dokona. Na zakończenie zdjęcie z jednego z wypadów, bo była moc na tych ścieżkach.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pierwsza gravelowa droga odkryta

    Marzec, już czuć nadchodzącą wiosnę, choć przeplata się ona jeszcze ze śniegiem, ale to już raczej ostatnie podrygi białego puchu. Przed nami wiosna, długie dni i możliwość pedałowania po pracy, nie wspominając już o weekendach. Ostatni weekend był ciut rowerowy, bo sobota była w siodle, a niedziela przed monitorem, bo trzeba było trochę rozwiązać problemów technicznych. Jednak abstrahując od siedzenia przed komputerem to sobota była owocna.

    Po pierwsze dlatego, że pogoda dopisała, a po drugie dlatego, że Roch znalazł pierwszą gravelową drogę w Częstochowie, która miała szutry, wyboje, ale była tak szybka, że można było wygenerować kurz spod kół. No ideał po prostu. Jak pogoda dopisze to Roch w kolejny weekend spróbuje znaleźć jej dalszą część. Jednak nawet to co był to już dało poczucie prawdziwego \”gravelowania\”, a nie jeżdżenia po ścieżkach w centrum.

    Droga ta jest drogą \”techniczną\” wzdłuż autostrady A1 (między węzłami Blachownia, a Południe). Jak uda się znaleźć jej dalszy ciąg to będzie to taka gravelowa \”Route 66\”. Jednak nawet i ten – całkiem spory – kawałek sprawił wiele frajdy, potem już tylko Blachownia i tam powiew normalności. Brower pod chmurką, czyli jak za dawnych czasów.

    Tylko, że teraz każdy udaje, że to nie jego ogródek, a \”jak przyjdzie policja to my nic nie wiemy\”. Do tego doprowadziły durne ograniczenia, że trzeba się rozglądać, bo ludzie są tak sparaliżowani strachem. Jednak nie ma co iść w politykę, bo nawet \”nielegalne\” użycie krzesełka na zewnątrz sprawiło Rochowi sporo radości i powiewu normalności.

    Tak więc udało się popedałować i w weekend i w tygodniu. Tak, w tygodniu też Roch zaliczył jeden dzień wolnego z okazji naprawy uszkodzonego zęba. Musiał znowu usiąść na fotelu dentystycznym, ale po wizycie sprawił sobie Dzień Dzielnego Pacjenta i poszedł na rower. Odkrył kolejne gravelowe tereny, choć początkowo chciał dalej eksplorować okolicę autostrady A1 to dobrze, że tego nie zrobił. Złapał go śnieżyca i wichura. Ciężko było jechać jak podmuchy były tak silne, że Roch musiał trzymać się roweru żeby go nie zdmuchnęło.

    Jednak taki obrót sytuacji sprawił, że Roch odkrył kolejne tereny do gravelowania, więc tam jeździł. Ogólnie weekend i jeden dzień tygodnia należy uznać za bardzo owocne. O ile pogoda pozwoli to najbliższy weekend będzie pod znakiem dalszego eksplorowania okolic autostradowych, bo tam podobno są fajne ścieżki, tylko trzeba znaleźć na nie wjazd.

    Roch pozdrawia Czytelników.