Miesiąc: lipiec 2009

  • van Gogh pełną gębą

    Roch, po części z nudów, a po części z ponownego załamania się pogody siedział na balkonie z aparatem i czekał na jakąś \”okazję\”. W końcu z nieba spadł konik polny, który Rochowi spadł z nieba.

    Trochę popatrzył, trochę po brzęczał, a Roch robił mu zdjęcia. Jednak oporna masa nie chciała podskoczyć, choć migawka Rocha była przygotowana na \”mgnienie oka\”. W końcu, gdzieś tam zeskoczył i tyle go Roch widział.

    Później przyszła pora na rower, ale mocno wątpliwy bo pogoda znowu nie chciała jasno określić swoich zamiarów. Tyle co Roch dojechał do miasta, a już musiał wracać do domu bo z nieba kapało. Potem, oczywiście, było gorzej; burza, ulewa, pioruny, a później znowu słońce i ładny wieczór, ale nie nadający się na rower.

    Na zakończenie Roch przedstawia smaczek, który powstał przy okazji sesji zdjęciowej konika polnego. Na pewno każdy kiedyś widział słynne Słoneczniki Vincenta van Gogha, choć nie każdy w oryginale. Natomiast Roch poszedł krok dalej i zrobił swoje własne Słoneczniki, które prezentuje poniżej.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Cisza na łączach

    W życiu każdego bywa okres ogólnego \”nie chce mi się\”, po którym następuje powrót do życia. I Roch zaliczył taki dzień ogólnego niechcenia i niechęci. Dodatkowo miał ochotę wyjść gdzieś z aparatem, ale pogoda miała inne plany. Miast okrasić okoliczności przyrody promieniami słonecznymi to okrasiła okoliczności deszczem i piorunami. Burza też taka nijaka, bo Roch nie ma żadnego zdjęcia pioruna, a jest ono niezbędne do powiększającej się zdjęciowej kolekcji.

    Ktoś mądry powiedział, że jak fotografia wciągnie to trzeba kupić osobny dysk na zdjęcia i były to święte słowa. Roch już kombinuje fundusze na jakiś dysk, który pojemnością będzie przypominał co najmniej macierz dyskową ZUSu, a może nawet ciut większą.

    Chcąc uniknąć pogodowego rozczarowania Roch wziął aparat i poszedł na balkon. Widząc, że jakiś owad wyleguje się na jego poduszce postanowił uwiecznić ten fakt.

    Kilka razy pstrykną licząc, że owad poleci i Roch złapie go w locie, ale temu \”owadu\” nie chciało się odlatywać z Rochowej poduszki i nic dziwnego, Rochowi też nie chce się odrywać głowy od tej poduszki.

    Później Roch poszedł na rower, ale bez aparatu bo chciał sobie pojeździć nie myśląc o tym, żeby upadając starał się wylądować na czterech łapach, a nie na plecach. Na rozgrzewkę pojechał do Radzionkowa, tam sprawdził jedną rzecz i pomknął do Świerklańca. Pokręcił się trochę po parku i wrócił do domu, bo grzmieć zaczynało.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Statystyki za czerwiec: