Miesiąc: sierpień 2016

  • Dzień #1: po McDonaldzie nie powinno się jeździć

    \”Jak będziesz wracał to wjedź do Maka, w końcu masz urodziny\” – Powiedziała Żonka.

    I tak się zaczęła pierwsza próba Rocha, który chwilę wcześniej uroczyście postanowił, że będzie codziennie jeździł na rowerze. Na początek jednak, jeszcze w Tarnowskich Górach, wjechał do zaprzyjaźnionego rowerowego żeby kupić sobie prezent na urodziny. Postanowił, że skoro od Żonki dostał zaj*ście praktyczny prezent, który zawsze chciał sobie kupić (wtedy nie byłby to prezent) to od siebie kupi sobie gadżet, który być może zmotywuje go żeby zacząć jeździć na rowerze. No więc kupił sobie nowy licznik do roweru, bo stary zgubił jeden przycisk, a poza tym stare nie motywuje tak jak nowe. W drodze powrotnej wjechał jeszcze do apteki po swoje pigułki na alergię, na końcu wjechał do McDonalds\’a i kupił wymysł diabła, czyli powiększony zestaw.

    Po powrocie do domu doszło do konsumpcji i po chwili odpoczynku od jedzenia Roch poszedł montować nowy licznik na kierownicy. Od czasu ostatniego zakładania licznika wiele się zmieniło.

    \”Kurna, ale dziwny magnesik dali\” – dziwił się Roch.

    W końcu jednak po kilku chwilach z instrukcją – w której był osobny akapit na temat montażu magnesika – Roch mógł oficjalnie przykleić podstawkę do mostka i zakończyć montaż. Pozostało tylko przebrać się i można było iść pojeździć i sprawdzić jak – i czy w ogóle – działa. Okazało się, że działa nawet dobrze, więc Roch przejechał się kawałek, ale nie zabrał ze sobą lampek więc nie mógł się zbytnio oddalić od domu.

    Chciał jechać do raju, ale wieczorem ów raj mógł zmienić się w piekło, więc Roch dał sobie spokój i pojeździł po okolicy. Po wszystkim okazało się, że licznik już pierwszego dnia stanął na wysokości zadania; Strava zliczyła całe 100 metrów podczas gdy licznik pokazał 5 kilometrów co było dużo bliższe prawdy. Tak więc najtrudniejszy krok został zrobiony – pierwszy dzień został zaliczony rowerowo. Jednak sama jazda upłynęła pod znakiem ociężałości po \”kolacji\”. Tej kolacji, z której zostało:

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.

  • Urodzinowa motywacja i zobowiązanie

    Tym razem całkiem serio i bez zbędnych pierdół; dziś jest 16 sierpnia, czyli Rocha urodziny. W związku z tym, a może dlatego Roch postanawia co następuje: do końca miesiąca, czyli do 31 sierpnia codziennie jeździć na rowerze. Zostało 15 dni. Wyjątkiem jest deszcz i to mocny.

    I z każdego wyjazdu raport na blogu.

    1 dzień jazdy = 1 wpis na blogu.
    Dlaczego tak? Bo 33 lata to nie w kij dmuchał i trzeba zacząć spalać. Start dziś, godziny raczej wieczorne.
    PS.
    Powstaje uroczyście tak: #SieMotywuje. Można śledzić.
  • Trochę urodzinowe, trochę podsumowujące

    Czas mija i nic tego nie zmieni – nawet dla Rocha czas płynie nieubłaganie i zbliża się moment, w którym skończy on 32 lata i wkroczy w wiek jezusowy, choć on sam – Roch, a nie Jezus, jeszcze w to nie wierzy. Tak więc przyszła pora na podsumowanie tego, co się u Rocha wydarzyło przez całe 32 lata. Ale spokojnie, nie będzie analizowania rok po roku. Szkoda na to czasu, a były takie lata, że nic – poza studiami i dyplomami – nic się nie działo.

    Tak więc od jakiegoś czasu u Rocha uspokoiło się, o ile można nazwać dwójkę dzieci \”uspokojeniem się\”. W każdy razie chaos jest opanowany, a jak już wyrwie się spod kontroli to można szybko go uspokoić obiecując lody i wyjazd na basen. Oczywiście obietnic – tych złożonych dzieciakom w szczególności – należy dotrzymywać, więc Roch jeździ na lody i na basen. W tedy jest względny spokój. Poza tym, że Roch ma dwójkę dzieciorów to ma jeszcze rower, na którym rzadko jeździ, a jak już się zdarzy, że jeździ to stara się pojechać do raju.

    Ma w planach też wybrać się na stare śmieci, ale jakoś nie może się zorganizować. Ale prawda jest taka, że Rochowi szkoda Michasi, która jak tylko się dowie, że Roch jeździ na rowerze była by smutna, bo ona też na pewno chciałaby jeździć, a Roch nie chce ją okłamywać. Ale może kiedyś uda się wyjechać samemu na rower i sprawdzić co tam na starych śmieciach słychać. No i to byłoby na tyle podsumowania, bo najważniejsze w życiu Rocha są dzieciory i Żonka. Rower, praca i wszystko inne są ważne, ale z tego można łatwo zrezygnować i jeszcze łatwiej znaleźć nowe. A takie dzieciory i Żonka są niepowtarzalne.

    Roch pozdrawia Czytelników.