Autor: Roch Brada

  • Gorzki smak zwycięstwa

    Z racji przelotnych opadów deszczu Roch wyskoczył na rower dosłownie na chwilę. Skoczył na Repty i z powrotem do domu, gdzie czekały na niego płytki, rysunki, czyli elektroniczna sobota. Jak zawsze Roch wyciął schemat płytki wydrukowany na Firmowej Drukarce Laserowej (TM), która od jakiegoś czasu jest intensywnie wykorzystywana.

    Tak więc Roch przyciął rysunek do wymiarów płytko, rozgrzał żelazko, położył płytkę i rysunek i zaczął to wszystko przygniatać, ugniatać, ściskać i wciskać. Stękał przy tym jakby podnosił ciężary w Strongmenach.

    Na koniec przyprasował płytkę do stołu, za co miał, delikatnie pisząc, przechlapane, ale po oderwaniu jej od stołu okazało się, że żadnych szkód nie stwierdzono i można było szykować kąpiel dla płytki.

    Po chwili płytka kąpała się w ciepłej wodzie, a Roch ściskał kciuki za powodzenie wodowania ponieważ kolejnego odklejenia ścieżki Roch mógłby nie przeżyć.

    Z boku leży właśnie taka \”felerna\” płytka, której odkleiła się ścieżka i dalsze procedowanie nad nią było zbędne. Po około 10 minutach w wodzie z Wiodącym na Rynku Płynem, którego kropla potrafi zmyć 1000 talerzy Roch wyjął płykę i zaczął zdejmować resztki papieru.

    Eureka, jeeeeeeeeest – Zakrzyknął Roch, gdy cały papier leżał w koszu.

    Żadna ścieżka nie odeszła, wszystko wyglądało cacy. Roch wyjął wiertarkę i zaczął wiercić dziurki, w które później włoży kondensatorki, rezystorki i wszystko co się pod rękę nawinie. Będąc w połowie Rochowi złamało się wiertło. Nic dziwnego – w końcu mikroskopijne wiertło 0,8mm nie miało szans wytrzymać całej operacji.

    Roch wymienił wiertło i działał dalej. W końcu wiertło się omskło, wiertarka przejechała po płytce i zmasakrowała wszystkie ścieżki. W oczach Rocha pojawiły się łzy, ale na jutro zapowiedział powtórkę. Wiertła są, schematy są, płytki są i chęci są.

    Na zakończenie zdjęcie prawie gotowej płytki:

    Roch pozdrawia Czytelników i przeprasza, że dziś tak technicznie wyszło.

  • W poszukiwaniu jesieni

    Tuż po opadach deszczu, które znienacka przeszły nad Tarnowskimi Górami, Roch wyszedł na rower. Wczesnym rankiem ustawił przypomnienie o tym, aby w końcu naładować akumulatorki. Plan był prosty, trzeba znaleźć oznaki jesieni, o które już nie jest trudno.

    Roch pojechał na Repty bo tam najwięcej jest drzew, a i bliskość do domu sprawia, że to doskonałe miejsce na szukanie Pani Jesieni. Pani jesień nie kazała się zbyt długo szukać. Roch od razu dostrzegł żółte i pomarańczowe liście, które kiedyś były na drzewie.

    Roch szybko zrobił zdjęcie i pojechał dalej. Pogoda zaczynała się poprawiać więc można było zaryzykować odwiedzenie Dolomitów. Po powrocie do domu Roch zjadł energetyzującą tabliczkę czekolady i w ten sposób uzupełnił wszystkie wcześniej spalone kalorie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Pani Jesień w akcji:

  • Jesienny podryw

    Jesień to jakiś magiczny miesiąc. Do takich wniosków doszedł Roch jeżdżąc na rowerze. Wszystko zaczęło się od powrotu z Dolomitów. Roch dojeżdżając do skrzyżowania zatrzymał się przed przejściem dla pieszych i przepuścił dziewczynę cierpliwie czekającą na możliwość przejścia na drugą stronę jezdni. To nic, że kierowcy za Rochem trąbili, najważniejsze, że owa piesza dziewczyna uśmiechnęła się do Rocha i powiedziała \”dziękuję\”.

    Roch również uśmiechnął się i pojechał dalej. Jadąc drugi raz na Dolomity postanowił pościgać się trochę z autobusem. Dodatkową motywacją była kolejna dziewczyna stojąca w autobusie. Spojrzała ona na Rocha i uśmiechnęła się. Roch naprężył łydki i ruszył. Na szczęście, autobus od dawna był pełnoletni to nie było ryzyka ucieczki. Na przystanku Roch zatrzymał się i usłyszał od dziewczyny, że jest twardzielem.

    Do tej pory Roch zastanawia się co miała na myśli; czy to, że Roch jest na tyle głupi, że jeździ za autobusem, czy to, że Roch jest w stanie jechać za autobusem. Oczywiście, jak to Roch ma w swoim zwyczaju, żadnej z nich nie poznał bliżej, ale taka już Rocha natura.

    Rekapitulując dzisiejszą notkę: Roch dwukrotnie zaliczył Dolomity i Repty dzięki czemu magiczna liczba 50 kilometrów stała się realna. Pogoda była bardziej niż dobra, a wiatr jakoś wiał w plecy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zrobiony na szaro

    Od rana wiał mocny wiatr, ale to na Rochu nie robiło większego wrażenia. Roch wyznaje zasadę, że jak dobrze się nadstawić to i wiatr człowiek popchnie więc sama przyjemność. Jednak martwiły go opady deszczu, które co rusz moczyły przednią szybę Megi, w której Roch spędził ranek. Trzeba było jechać zapłacić rachunek z telefon no i, najważniejszy rachunek, za Internet.

    Wczesnym popołudniem Roch był gotowy (czyt. najedzony) do wyjścia na rower. Jednak pogoda straszyła deszczem i strach było wychodzić z domu. Im bliżej wieczoru tym robiło się coraz ładniej. Gdy było już za późno na rower pogoda całkiem poprawiła się, ale Roch już nie wyszedł na rower.

    W wolnej chwili przygotował kolejną porcję statystyk, które można pobrać stąd:

    wrzesien_2008.pdf

    W skrócie: we wrześniu Roch pokonał 867 km, co daje 28km dziennie, z czasem 43 godz. 6 sek. ze średnią 18km/h.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zeszły rok to pikuś

    Roch jest dumny. A wszystko to przez wskazanie licznika. Początkowo Roch nie kojarzył ile to kilometrów udało mu się wykręcić w zeszłym roku. Jednak po przyjeździe do domu i zajrzeniu w sobie tylko znane miejsce stwierdził, że zeszły rok to pikuś.

    Okazało się bowiem, że Roch pobił zeszłoroczny wynik o dobre 10 kilometrów (póki co, oczywiście), a pedałował będzie jeszcze ze dwa miesiące ostro, a potem rekreacyjnie, żeby tylko polansować się w kominiarce.

    Plan wykręcenia 10 tyś. km jest coraz bardziej realny co Rocha cieszy niezmiernie bo będzie mógł powiedzieć, że to co sobie założy jest w stanie zrealizować i nie chodzi tu o liczbę, bo tą można podać jakąkolwiek. Chodzi o zasadę i dążenie do celu, o motywację i wiarę w siebie i we własne nogi.

    Abstrahując od tematyki rowerowej Roch dowiedział się, że dziś jest dzień chłopaka. Pierwszy raz o czymś takim słyszy i dziwi się, że nie ma dnia wolnego od pracy. Dlatego Roch życzy wszystkim chłopakom wszystkiego najlepszego.

    A Reedowi i Koyotowi, częstszego odpoczynku. Na rowerze oczywiście.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Drobne zaległości

    Nie da się ukryć, że Roch zapomniał o wczorajszej ekscytującej notce. Nie ma nic na swoje usprawiedliwienie poza tym, że coś go z nóg ścięło (nie był to alkohol) i jakoś tak komputer został włączony po to żeby sprawdzić pocztę.

    Dziś jednak Roch zapisał sobie, a i nie przesadzał z rowerem jak to było w sobotę i niedzielę. Dziś spojrzał na liczniki i postanowił, że zrobi tylko tyle kilometrów żeby znaleźć się na kreską w swoich statystykach. Po pobieżnych obliczeniach wyszło mu, że trzeba zrobić nie mniej i nie więcej niż 25km.

    W związku z tym, że liczba kilometrów odpowiadała wariantowi Repty + Dolomity Roch nie miał nic przeciwko pojechaniu w wyżej wymienione miejsca. Na Reptach Roch spotkał szkolną wycieczkę, która zwiedzała sztolnie i inne atrakcje, a na Dolomitach, na szczęście, było luźno.

    To nie weekend, że ludzie spacerują po parkach, lasach i innych kniejach. Roch zakończył wycieczkę ze stanem licznika 28km, dzięki czemu wyskoczył ponad kreskę i już może świętować.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pełna satysfakcja

    Nadszedł weekend, a pogoda zrobiła się wspaniała. Słońce świeciło, wiaterek delikatnie powiewał, a liście mieniły się odcieniami żółtego i pomarańczowego. Złota Polska Jesień w pełni. Roch z Michałem pojechali do Radzionkowa, a stamtąd udali się na Kopiec. Tam chwilowy postój i można było jechać dalej.

    Celem był bunkier w Świerklańcu, na który dojechali przez las. Jednak to nie była główna atrakcja. Na Świerklańcu Roch z Michałem znaleźli sobie miejscówkę, gdzie można było się położyć i złapać kilka promieni słońca. Roch położył się na trawie i tak już został. Nie chciało mu się ruszać nawet na metr z legowiska.

    Ze Świerklańca, Roch z Michałem, pojechali do Tarnowskich Gór, aby tam uskutecznić lans przez Rynek. Notka krótka bo Roch wszystko co najlepsze zawarł na zdjęciu poniżej:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Czyżby weekend pod znakiem słońca?

    Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że zbliżający się weekend upłynie pod znakiem słonecznej pogody. To bardzo dobrze, zważywszy na fakt, że w niedzielę odbędą się jesienna edycja Otwartych Mistrzostw Radzionkowa w kolarstwie górskim, na które Roch zaprasza. Miejsce zawodów można zobaczyć tutaj.

    Ładna pogoda zachęciła Rocha do znacznego, porównaniu z mijającym już tygodniem, oddalenia się od domu. Nie trzeba było martwić się, że zaraz deszcz spadnie albo śniegu, można było ruszyć przed siebie z uśmiechem na ustach, który po części był spowodowany opływającym powietrzem.

    Roch pojechał do Świerklańca, tam troszkę się pokręcił i wrócił przez Nakło Śląskie. W domu czekała na niego nowa płytka, komplet rysunków, a więc Roch mógł poświęcić wieczór na obcowanie z elektroniką. Płytka już prawie się udała, ale Roch doszedł do wniosku, że popełnił błąd w projekcie, który musi zostać poprawiony. Jednak bycie początkującym, w jakiejkolwiek dziedzinie życia, jest trudne.

    Roch serdecznie pozdrawia Czytelników i zaprasza na zawody.

  • I nadciągnęły czarne chmury

    Pogoda już całkiem odpuściła i postanowiła dopuścić do Rocha trochę słońca. Roch nie mógł wytrzymać i tuż po obiedzie wyszedł na rower. Zachęcony pogodą pojechał do Radzionkowa i stamtąd na Dolomity. W połowie drogi zerwał się wiatr, ale Roch nie przestraszył się i jechał w kierunku Rept.

    Będąc już prawie na miejscu spojrzał w niebo, które zaszło czarnymi chmurami. Roch trochę się zmartwił bo koszulka szybko przemoknie i zrobi się zimno. Jednak póki nie padało to miał szanse dojechać do domu.

    Mocno naciskał na pedały i szukał jakiegoś skrótu żeby szybciej dotrzeć do domu. W końcu, już pod domem, lunęło. Roch schował się w klatce i przeczekał opad. Już po pięciu minutach Roch siedział na siodełku i, uzbrojony w kurtkę, jechał z powrotem na Dolomity.

    Okazało się, że z dużej i czarnej chmury spadł mały deszcz, po którym Roch mógł dalej jeździć. Co więcej wyszło prawdziwe słońce, takie żółte i jasne, którego od dawna nie było widać. Powietrze jakby się ogrzało, a może to tylko autosugestia Rocha. Niemniej jednak zrobiło się ładnie i przyjemnie. Taka namiastka Polskiej Złotej Jesieni (TM).

    Prognozy na jutro są równie zachęcające więc i jutro będzie kilka kilometrów więcej w Rochowych statystykach.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Powrót ładnej pogody

    Stało się; ładna pogoda wróciła, znaczy wraca bo jeszcze deszcz od czasu do czasu popada, ale temperatura już wskoczyła na 15 st. C. Roch pojechał na Repty i planował zrobić jakieś ładne zdjęcia, ale oczywiście padły akumulatorki.

    Roch wziął telefon żeby nim zrobił jakieś mniej ładne zdjęcia, ale w momencie wyjęcia go z kieszeni koszulki telefon się wyłączył bo \”low battery\”. No i tak Roch nie popstrykał żadnych ładnych zdjęć. Jednak jutro to nadrobi.

    Z Rept pojechał na Pniowiec i wrócił do domu bo już ciemnawo się robiło. Brak lampek mści się na Rochu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Dziś krótko, a co!

  • Nie ma papieru w mieście

    \”Chodzę i szukam, szukam i chodzę
    Szperam w szafach, patrzę po podłodze\”

    I w ten muzyczny sposób Roch rozpoczyna kolejną ekscytującą notę o .. poszukiwaniach papieru kredowego. Okazuje się bowiem, że w Tarnowskich Górach nie ma papieru kredowego, na którym Roch mógłby wydrukować obrazek płytki. W żadnym z dwóch sklepów papierniczych nie ma takiego rarytasu, ale obie panie, w obu sklepach obiecały, że do piątku będzie.

    W związku z ułomnością logistyczną tarnogórskich kupców Roch poszedł na rower. Pogoda go miło zaskoczyła, asfalt wyschnął, a nawet słońce wyszło. Roch pojechał na Pniowiec, a stamtąd skoczył na Repty. Pojeździł trochę po mokrych krzakach i wrócił do domu.

    Do piątku Roch ma wolne od moczenia i drapania, ale za to Pogodynki zapowiadają zacną pogodę to Roch nie powinien nudzić na swoim blogu, który coraz mniej przypomina rowerowy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Żelazko, moczenie i drapanie

    Jako świeżo upieczony miłośnik elektroniki Roch zabrał się za tworzenie płytki, którą później zastosowałby w swoim ściśle tajnym projekcie. Zaczął od wydrukowania projektu na drukarce laserowej w zaprzyjaźnionym PWiK.

    W domu znalazł stare żelazko, które idealnie nadawało się do podgrzania płytki do 160 st. C. O starości żelazka niech świadczy tabliczka znamionowa Сделано в CCCP. Tak więc żelazka na pewno nie szkoda, a myśl techniczna naszych przyjaciół na pewno przeżyje niejedno nowe i wypasione żelazko.

    Tak więc Roch położył płytkę na nagrzane żelazko, na to przyłożył wydruk i rozpoczął masowanie. Początkowo delikatnie, aż poczuł te 160 stopni pod palcem masującym. Wziął szmatkę i zaczął masować mocniej i mocniej. Po chwili Roch odłożył płytkę i pozwolił żelazku ostygnąć.

    Gdy płytka przestygła Roch wrzucił ją do ciepłej wody żeby papier odmókł i został tylko toner z drukarki. Po piętnastu minutach moczenia Roch wyjął płytkę z wody i rozpoczęła się nudna procedura oczyszczania płytki z papieru.

    Gdy wszystko było czyste Rochowi ukazała się płytka gotowa do trawienia z jednym ale. Odkleiła się jedna ścieżka co zakwalifikowało płytkę do kosza, a raczej do woreczka \”Porażki Rocha\”. Jako, że brak drugiej płytki pod ręką, a i wydruki się skończyły Roch ma wolne do jutra. Kupuje płytki, drukuje i masuje.

    A tak wygląda prawie udana płytka na tle bardzo udanego schematu, który to Roch własnoręcznie narysował:

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Płytka tak pochłonęła Rocha, że zapomniał iść na rower.