wtorek, 22 marca 2016

Północne dywagacje

Zbliża się północ. W momencie pisania tego zdania jest dokładnie 2346, czyli prawie północ. Roch miał już dawno spać, ale jeden mail obudził w nim chęć słuchania tzw. pościelówy. Zaczęło się od tego, że Roch sprawdził pocztę przed spaniem i znalazł tam link do tego utworu: Foreigner - I Want to know what love is i fala wspomnień się potoczyła. Pościelówa zawładnęła Rochem. Wrócił do czasów, kiedy jedynie taka muzyka gościła w jego mp3playerze. Do czasów, kiedy to ze swoją przyszłą Żonką - o czym wtedy jeszcze nie wiedział - wymieniał się muzyką za pomocą Gadu-Gadu. Taką właśnie pościelówą.

Wtedy też Roch powtarzał, że szkoda, że nie urodził się w latach 80-ych. W sensie okresu dojrzewania, a nie okresu niemowlęcego. Muzyka z tamtych lat to jest coś - współczesna tego nie ma, czegoś jej brakuje, a tego czegoś Roch doświadcza włączając na przykład Metallicę, którą ma w prawie komplecie dzięki Żonce, która swego czasu wykupiła wszystkie płyty jakie były dostępne. Od tego czasu chęć posiadania tego srebrnego krążka wzmogła się u Rocha do tego stopnia, że jak ma tylko jakąś okazję do "zażyczenia sobie prezentu" to wybiera płytę.

To wszystko o czym Roch napisał wywołało u niego refleksję na temat tego co w życiu już ma. Ma Żonkę, która jest wspaniałą, ma dwójkę dzieciorów, które są równie wspaniałe. I ma na półce niemalże kompletną dyskografię Metallica'i - dzięki Żonce, która mimo, że nie koniecznie lubi to kupiła Rochowi, bo wiem że on lubi. Gdyby chcieć zdefiniować pojęcie miłości to chyba ta niemalże kompletna dyskografia byłaby idealną definicją tego słowa. Bo coś jest, ale nie do końca jest to kompletne i dobrze, bo gdyby był komplet to nie trzeba by już walczyć o resztę.

Trochę osobiste, trochę pod wpływem jednego utworu, który zaowocował tym, że Roch zrobił przegląd całej pościelówy na Youtube, ale czasem tak jest. A dla Żonki, na dzień dobry - bo notkę przeczyta dopiero rano - coś specjalnego, ona już zna historię tego:


Roch bynajmniej nie jest ideałem, ale też nie miał nim być i nigdy nim nie będzie. Cały ten wpis zrodził się z jednego maila, w którym był jeden link, który wywołał lawinę.

Z rowerowym pozdrowieniem,
Roch.

piątek, 18 marca 2016

Zapiski rowerowe, dzień 2: o sprzęgle, o barberze i rowerze

Jest późny wieczór. Roch siedzi w fotelu i o dziwo nie zasypia. Wręcz przeciwnie, po krótkiej przejażdżce na trenażerze czuje, że mógłby jeszcze iść pobiegać, ale nie chce mu się. Bo jest zimno i wieje wiatr. A tak naprawdę to Roch już jest wykąpany i gotowy do spania, ale nie mógłby zasnąć nie pisząc o tym, że w końcu znalazł w sobie pokłady chęci ażeby napompować koła i pojeździć na rowerze w miejscu.

Całkiem fajnie tak wsiąść na rower i popedałować w miejscu, pod warunkiem, że akurat nie chce się spać. Poza tym dziś pasmo awarii i dzień zwany dniem świra. Najpierw w Colcie padło sprzęgło, na szczęście padło prawie pod warsztatem, w którym Roch ma zwyczaj naprawiać samochody. Obyło się bez lawety, ale trochę Roch musiał się nagimnastykować żeby wrzucić jakikolwiek bieg i ruszyć samochód z miejsca.

W drogę powrotną Roch wybrał się z Żonką, która rozpoczęła akcję ratunkową Rocha po tym jak dowiózł do mechanika. Po powrocie do domu, Roch - po raz pierwszy w swym życiu - udał się do fryzjera męskiego celem uregulowania brody, czyli dzika który wyrósł był na twarzy Rocha. Po zabiegach Roch zaczął wyglądać jak człowiek, ale żeby się pokazać na blogu musi jeszcze trochę czasu upłynąć.

I tak mniej więcej minął Rochowy dzień, w którym udało się w końcu pojeździć na rowerze.

Z rowerowymi pozdrowieniami,
Roch.

czwartek, 17 marca 2016

Zapiski rowerowe, dzień 1: O tym jak frytki zaprzepaściły rowerowanie

Jest późny wieczór. Roch po kolacji; stoi, chodzi. Byle nie usiąść na fotelu i nie zasnąć. Dziecka śpią, kolektywnie jak mało kiedy. Roch w głębi duszy powtarza sobie:

- "Znaleźć 20 minut, znaleźć 20 minut"

Powtarzanie jednak przerwał głos z kuchni.

- "Dziś na kolacje masz frytki. 2 kg frytek" - Powiedziała Żonka.
- "Jadłem kolację" - Odpowiedział Roch.
- "Nie interesuje mnie to" - Zawołała - "Nie mam gdzie mięsa włożyć. Twoje frytki przeszkadzają".

Jako, że Żonce i frytkom się nie odmawia, rozgrzał piekarnik, wywalił 2 kg ziemniaka na dwie blachy i poczuł się jak Master Chef. Po dwudziestu minutach wszystko było gotowe.

- "Jedna blacha teraz" - Mówił - "A druga jutro w pracy"

Skończyło się, na tym, że w pracy miał około 1.5 kg frytek, czego oczywiście nie przejadł, a więc po powrocie do domu znowu zrobi sobie frytki.

* * * *

Cały ten zbieg okoliczności spowodował to, że Roch znalazł 20 minut na umycie się i zaśniecie. Frytki pokonały Rocha na całej linii. Oby dziś owe 20 minut było przeznaczone na rower, a nie na frytki. W sumie już nie ma frytek.

Z rowerowym pozdrowieniem,
Roch.

środa, 16 marca 2016

Zapiski rowerowe, dzień 0: o planach i pomysłach

Jest późny wieczór, Roch gdzieś samotnie przemyka przez kolejne lasy i wsie dążąc do celu. Celem owym jest dom. Na mostu kapitańskim, w okręcie zwanym Colt jest tylko Roch. Dzierży on koło sterowe pilnując aby U.S.S Colt nie zszedł z kursu. Wtem rozlega się donośny dzwonek kapitańskiego telefonu.; Roch podnosi słuchawkę i widzi na ekranie "incoming call".

- "Hello, captain Roch speaking" - Odpowiada.

Wtem w słuchawce rozbrzmiewa znajomy głos. To Koyot dzwoni. Sądząc po odgłosach w tle przebywa on na lądzie, gdzieś w spokojnej przystani. Rozmowa trwała kilka chwil, w końcu pojawiła się propozycja wypłynięcia na szerokie wody rowerowe w postaci wyjazdy na Jurę. Okazuje się bowiem, że Koyot powraca do korzeni, z których wyrósł, a więc składa kolejny rower. A że tradycji musi stać się zadość to rower trzeba ochrzcić, czyli pojechać nim na Jurę, jak to dawniej mieli w zwyczaju.

Problem jest tylko jeden. Roch zaniedbał się to i kondycji nie ma na pedałowanie, ale to nic. Trenażer w domu stoi i się nudzi, podobnie jak wpięty weń rower. A skoro Jura, to kondycję trzeba wyrobić. Trzeba więc wziąć się w garść i zacząć trenować. Niechże ten zerowy post będzie przyczynkiem do codziennego blogowania pod szyldem zapisków rowerowych. Pora się zmotywować i znaleźć te 20 minut. Może na przykład zamiast komputera.

Z kapitańskim pozdrowieniem,
Roch.

piątek, 11 marca 2016

Marzec miesiącem zmian?

Trzeba coś robić; kto nic nie robi to zatrzymuje się w miejscu. Taka myśl ostatnio ogarnęła Rocha, który ma wrażenie, że jego wewnętrzne "nie chce mi się" pochłonęło go od stóp do głów. Z drugiej strony usiąść w fotelu i w nim umrzeć to nie jest to co Roch chciałby osiągnąć w najbliższym czasie. Do takich myśli skłoniła Rocha wieczorna rozmowa z Żonką.

- "Kurna, już mam 31 lat" - powiedział Roch.
- "32 masz bejbe" - sprostowała go Żonka - "31 to mam ja".

No i się zaczęło. Po drugim Porterze Roch zaczął myśleć o tym co się podziało, że mając 32 lata siedzi w fotelu. Fakt, dwójka Dzieciorów i dojazdy do pracy skutecznie wymęczają Rocha, ale przecież po powrocie z pracy Miśka klei się do Rocha, bo cały dzień, przez cały tydzień, Rocha nie widzi. Stasiek to samo; jak ma się beknąć to tylko na rękach u Rocha, jak ma iść spać to czasem uda mu się na Rochu albo gdzieś w jego okolicy.

Jednym słowem: Roch jest niezbędny. No i tego trzeba się trzymać. Roch - taką ma nadzieję - poczynił pierwszy krok do samoodnowienia się, udoskonalenia, czy też zmartwychwstania lub zfotelowstania. Trzeba się w końcu wziąć w garść, zacisnąć dupę i powiedzieć: "mam 32 lata, przede mną kolejne 32 w zdrowiu, szczęściu, z Dzieciorami i Żonką".

Internet, wiadomo, przyjmie wszystko, ale teraz jakoś Rocha zaczyna odklejać się od fotela. Może nie dziś bo po dwóch Porterach to ciężko wsiąść na rower, ale w niedzielę Roch chciałby wsiąść na rower. Zapytacie: "a sobota?". A sobota to odczulanie się, więc zastrzyk i zakaz wysiłku aż do niedzieli. Bo Roch też jest AA, czyli Anonimowym Alergeekiem.

Zatem do kolejnego napisania. Oby po udanej przejażdżce trenażerowej, A może bieganie do tego?

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Adax, może jakiś rower?