Autor: Roch Brada

  • Majówka pod znakiem deszczu

    Tak coś Rochowi podpowiadało, że dziś będzie dzień pod znakiem deszczu i spania i już wczoraj popołudniu pojeździł na rowerze za wczoraj i za dziś. Od razu po pracy wskoczył w ciuszki rowerowe i poszedł pojeździć. Pogoda słoneczna, ale zimno, a miejscami bardzo zimno szczególnie, że dzień miał się ku końcowi. Ale nie przeszkadzało to Rochowi żeby popedałować z Michałem gdzieś w chechelskie lasy. Czasami wydawało mu się, że już się zgubili lub zaraz się zgubią, ale z każdym razem wyjeżdżali przy jakiejś asfaltowej drodze.

    Raz udało się wyjechać przy Świerklańcu to i pojechali do parku posiedzieć chwilę po czym ponownie wjechali w las i znowu wyjechali gdzieś w okolicach Nowego Chechła. Niestety robiło się późno, a tym samym zimno i Roch w koszulce zaczynał marznąć. Do domu przyjechał gdzieś w okolicach godziny 2000 i nawet nie chciało mu się włączać komputera, który przez dwa dni stał nie włączony, o czym przypomniał Rochowi Microsoft Security Essentials.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Deszczowa przejażdżka

    Pogoda w dalszym ciągu nie rozpieszcza, ale Roch powiedział \”dość\” i poszedł na rower ryzykując to, że zostanie zmoczony. Chcąc zminimalizować to ryzyko kręcił się w bezpiecznej odległości od domu, tak żeby móc wrócić w miarę suchym. Takie jeżdżenie to sztuka dla sztuki, ale przecież nie będzie Roch siedział w domu i odsypiał, bo już wszystko co miał odespać to odespał wczoraj.

    Zapakował do plecaka telefon z włączonym GPSem i poszedł przewieźć się po okolicy; nagle niebo zaszło chmurami i zaczęło kropić, ale Rochowi nie chciało się wracać do domu i parę kilometrów przejechał w mżawce. Nie ma zbytnio o czym pisać, bo to tylko \”parę metrów\”, ale zawsze jakaś odskocznia od siedzenia w domu i oglądania sufitu.

    Dla zobrazowania tych \”kilku metrów\” ślad GPS, który trzeba kliknąć, bo osadzony w poście spowalnia wczytywanie bloga więc trzeba obejść się smakiem i — niestety — klikać: Przejażdżka.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Oberwanie chmury. Wielokrotne.

    Po raz pierwszy Roch musi skrytykować serwis pogodowy YR.no, bo dał ciała na całej izobarze. Po pierwsze od rana były słoneczka, nawet po \”next update around 10:00\” były słoneczka, a więc Roch był przekonany, że dziś będzie rowerował. Jednak po obiedzie zaczął padać grad (lub krupy lansowane przez jednego z Czytelników). Później był deszcz, a jeszcze później oberwanie chmury. Wielokrotne i dopiero teraz, w momencie kiedy Roch stuka w klawisze, zrobiło się jako tako, ale asfalt mokry więc rower odpada albowiem Roch byłby cały mokry.

    Siedzi więc przed komputerem i myśli co ze sobą począć; jak tak dalej pójdzie to Roch pójdzie spać i odeśpi cały tydzień (bez jednego dnia) wstawiania z kurami. Według wcześniej linkowanego YR jutro ma być ładnie, ale czy to się sprawdzi to okaże się dopiero w momencie kiedy spadnie deszcz (lub nie). Okazuje się, że nawet najlepszym zdarzają się wpadki, choć na dużo mniejszą skalę niż naszym lokalnym szamanom od pogody.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Popołudniowe lotnisko

    Kiedy Roch kończył pracę myślał już tylko o jednym, żeby pojeździć na rowerze, bo na rowerze najlepiej mu się myśli, a dziś miał wiele do myślenia i bynajmniej nie chodzi o troski w pracy, a raczej o jego prywatne sprawy, ale nie o tym będzie. Szczęście mu sprzyjało, przez Katowice przeleciał na \”zielonej fali\”, tak samo było z resztą trasy i w domu był o 1550. Szybko coś zjadł i wskoczył na rower. Nie zastanawiał się zbytnio nad tym dokąd pojechać, ale rower sam poniósł go na lotnisko to też Roch nie protestował.

    Oczywiście GPS w telefonie rejestrował każdy metr Rocha i dzięki temu dziś też będzie mapka. Tym razem dla tych osób, które chciałyby się wybrać na lotnisko i nie wiedzą jak, a z Rochem nie chcą jechać. Można dojechać \”w punkt\”, a więc problemów nie powinno być. O kilometrach Roch nie będzie się rozpisywał, a GPS oszukuje, bo na lotnisko jest równe 40 kilometrów (sprawdzone rowerem i samochodem). Roch skutecznie przemyślał swoje sprawy, bo na rowerze najlepiej mu to idzie; serce szybciej pompuje krew, ta lepiej dotlenia mózg i neurony szybciej krążą, a tym samym na wiele spraw można spojrzeć z innego, przedzawałowego, punktu widzenia, ale na te problemy nie ma rozwiązania.

    Tak jak Roch obiecał, mapka z trasą na lotnisko:

    It seems that your Browser is not able to show embedded Frames:
    You can see the embeded Page under the following Link:
    GPS Track Tarnowskie Góry – Pyrzowice (09)on crossingways.com

  • Powoli do przodu

    Znowu zapadła cisza na łączach, bo Roch wyjeżdża rano, a wraca popołudniu, ale narzekał nie będzie bo nie ma powodu do narzekania. Choć przepisy o ruchu drogowym mogłyby pozwalać na wjazd rowerem na autostradę (wystarczyłoby na odcinek kilometra), ale nie można mieć wszystkiego. Po powrocie Rochowi nie chce się i trzeba czekać do weekendu, bo tylko wtedy jest luźniej i można trochę popedałować.

    Najbliższy weekend zapowiada się w sposób przerywany; sobota i niedziela wolna (oby pogoda była), poniedziałek pracujący (może padać) i wtorek wolny (oby pogoda była). Tak więc plany rowerowe są raczej standardowe. Może uda się podjechać na lotnisko, trochę pojeździć i odespać cały tydzień porannego wstawania. Nic więcej Rochowi nie potrzeba do szczęścia.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Bez licznika, ale z GPSem

    Od jakiegoś czasu Roch podróżuje bez licznika, ale nie mówił, że nie będzie zapisywał przejechanej trasy. Trochę zeszło zanim znalazł coś sensownego (czyt.: bezpłatnego) do zapisywania śladu GPS działającego z Androidem. W końcu Roch trafił na GPS Essentials, który nie dość, że zapisuje ślad do pliku KML to jeszcze bez problemu można go eksportować z poziomu programu. Gdyby ktoś potrzebował zapisywać ślad za pomocą telefonu to GPS Essentials jest strzałem w dziesiątkę.

    A skoro już Roch jeździł to wypada napisać gdzie i z kim jeździł. A jeździł z Koyocikiem. Plan był taki, żeby pojechać na lotnisko, ale w międzyczasie Roch się rozleniwił jak kluski i pojechali tylko do Świerklańca i lasem do Chechła gdzie każdy rozjechał się w swoją stronę. Roch zapomniał o działającym GPS w telefonie, ale baterii ubyło tyle, że można to uznać za błąd statystyczny. Gdyby ktoś chciał zobaczyć trasę to jest ona poniżej na mapce:

    It seems that your Browser is not able to show embedded Frames:
    You can see the embeded Page under the following Link:
    GPS Track Świerklaniec – Chechłoon crossingways.com

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wielkanocne rowerowanie

    ChechłoOd rana pogoda wcale nie zachęcała do jeżdżenia na rowerze; było pochmurno i deszczowo, ale wraz z upływem dnia robiło się coraz pogodniej i popołudniu dało się trochę pojeździć. Niestety nie było z kim, więc Roch zaliczył na szybko Chechło i wrócił do domu. Pokręcił się jeszcze trochę po mieście, ale jakoś nie chciało mu się dalej odjeżdżać, a na lotnisko nie chciał jechać, bo nie wiadomo było, czy w połowie drogi nie będzie się wracał. Być może jutro uda się podjechać i zrobić parę zdjęć, a jeśli nie to Roch zabiera mp3grajka i jedzie gdzieś w las żeby trochę poruszać się.

    Po powrocie do domu wyszło słońce, ale Rochowi już nie chce się znosić roweru; zajmie się okupacją lodówki, bo są święta i można trochę podjeść. Potem będzie przerywana majówka to nadmiar kalorii spali się na rowerze. Według forów internetowych załoga Cargojet\’a świętuje i nie planuje przylecieć do Katowic, co Rocha w sumie cieszy, bo i on świętuje i nie planuje przyjechać do Katowic.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • W poszukiwaniu zajączka

    I nastał weekend, czyli czas kiedy można — a nawet trzeba — jeździć na rowerze. Ten weekend jest jednak wyjątkowy bowiem przed nami Święta, a więc okres obżarstwa. Rocha naszło na jeżdżenie po górkach, na co Koyocik wyraził pozytywną opinię i Roch został mianowany kierownikiem wycieczki. Na początek Świerklaniec, później Piekary Śląskie i Radzionków, wszędzie było pod górkę co Rocha zaczynało irytować, ale przed świętami trzeba było się zmęczyć.

    OdpoczynekW końcu nastąpiła przerwa gdzieś na Dolomitach, Rochowi przestało kołatać serce, mroczki zniknęły i Roch wrócił do żywych. Potem pozostało wrócić do Tarnowskich Gór i znaleźć jakieś miejsce gdzie można odpocząć. Roch odkrył, dzięki Koyocikowi, Szwejkową Gospodę, czyli czeskie klimaty, które Rochowi bardzo pasują. Nasi południowi sąsiedzi mają dużo dobrych rzeczy, a sam Roch jest zafascynowany Czechami.

    Szwejkowa gospoda zyskała stałego bywalca, bo jest tam fajnie. Kilometrów wyszło koło 30, bo jak wiadomo Roch nie posiada licznika, ale na szczęście towarzysz rowerowy był w niego wyposażony i można było z oszacować ile Roch przejechał, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo kilometry się nie liczą. Teraz można się obżerać, w końcu Roch spalił prawie 2000 kalorii.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pierwsza przerwa na drugie śniadanie

    Zapadła cisza, ale nie oznacza ona, że Roch porzucił blog tak jak zrobił to z licznikiem; Z blogiem jest tak jak z pulsometrem — zbyt wiele Roch w niego zainwestował żeby teraz go porzucić. Okres przedświąteczny wymógł na Rochu porzucenie wszelkiej internetowej aktywności to też przyjeżdża do domu i już ma jakieś zajęcie, ale na szczęście Święta są coraz bliżej, a tym samym obowiązków ubywa. Pogoda przez te kilka dni rozpieszcza, Roch zainaugurował sezon krótkich spodenek i koszulek, bo nie ma co się gotować, a \”najlepsza praca pod słońcem\” nie wymaga od Rocha stroju formalnego.

    Dziś może uda się wyskoczyć na rower, bo w dłuższy weekend Roch na pewno jeździ, więc jeśli byłaby jakaś chętna dusza na wspólne poszukiwania zajączka to Roch chętnie umówi się na wspólne pedałowanie. Długo Roch nie pisał, a byłoby o czym; na przykład o tym, że został podwójnym wujkiem bowiem jednemu z Rochowych Przyjaciół urodziły się bliźniaki. \”Jeden strzał, podwójna radość\” chciałoby się powiedzieć. Teraz wypadałoby Rochowi poszukać jakiegoś wolnego bociana, ale na to jest jeszcze czas (i nie ma drugiego składnika do wspólnego ciasta).

    Na koniec ogłoszenie, a w zasadzie dwa: pierwsze z nich to obowiązkowe lotnisko i zdjęcia, jeśli ktoś jest chętny to pisać, prawdopodobnie będzie to niedziela i poniedziałek (trzeba korzystać z pogody), a drugie ogłoszenie to \”tydzień rowerowy\” w Lidlu. Jeśli ktoś ma ochotę na całkiem zgrabne ciuszki to Roch zaprasza do najbliższego Lidla.

    Pora wracać do pracy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.Wybaczcie, że takie ciche dni panują na blogu.

  • Niedzielne odpoczywanie

    Po wczorajszym jeżdżeniu dziś szykowała się powtórka; schemat podobny do wczorajszego, czyli dzwoni Koyocik, umawiają się i pedałują jednak ostatni element trochę zgrzytał. Oboje doszli do wniosku, że wczoraj było za dużo jeżdżenia i dziś tylko regeneracja połączona z podziwianiem \”rolkarek\” na Świerklańcu. Po krótkim posiedzeniu ruszyli dalej w kierunku Tarnowskich Gór, gdzie każdy rozjechał się w swoim kierunku.

    Nawet bez licznika Roch odczuł trudy wczorajszego jeżdżenia, choć dopiero dzisiaj, czyli cyferki jednak działają szybciej. Nie zmienia to faktu, że weekend należy do udanych, a następny będzie jeszcze lepszy, bo trzydniowy więc jeden dzień więcej odpoczynku na rowerze. Zachmurzenie i zmęczenie skutecznie uniemożliwiły wypad na lotnisko, ale nic straconego, bo za tydzień będzie świąteczny Cargojet.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Sobotnie wojaże

    Wbrew temu co w TV szamani od pogody wieszczyli sobota była ładna, słoneczna choć lekko zimna i nie do końca bezwietrzna, ale to nie przeszkadzało w jeżdżeniu na rowerze. Całkiem miłym zaskoczeniem był telefon od Koyota, których też miał ochotę pojeździć i Rocha wcale długo nie musiał namawiać. Umówili się u Koyocika i stamtąd ruszyli w bezkresną otchłań lasu, którym dojechali do Zendka. A z Zendka tylko rzut beretem na lotnisko i to był kolejny cel.

    Po drodze załapał się jeden odważny, który chciał wozić się na tylnym kole, ale Koyot wraz z Rochem zajechali ów odważnego, który nie wiedział na co się porywa. Sami też dostali w kość, ale w końcu on pierwszy odpadł. Pulsometr Rocha wskazał 192 uderzenia na minutę, ale odpoczynek był tuż za zakrętem na słynnych podkładach, na których Roch czeka na starty i lądowania. Po dojściu do siebie pojechali do Świerklańca, tam załapali się na wystawę psów, ale bardziej liczyła się jakaś ławka niż psy upodobnione do swoich właścicieli.

    Ze Świerklańca pozostało wrócić do domu, a z Koyotem rozjechali się w okolicach \”wewnętrznej drogi PKP\”. Według szacunków Roch przejechał jakieś 50 km, co nawet czuje w nogach, ale warto było, bo pogoda nawet nie była zła, tylko ten wiatr czasem spowalniał. Jutro powtórka, o ile pogoda pozwoli, a nic nie wskazuje na to, żeby było inaczej.

    Roch pozdrawia Czytelników.