Jeździłem na rowerze. Bez telefonu.

·

,

Ostatnio sporo czasu zajmuje Rochowi remontowanie piwnicy. Tak, w końcu zabrał się za swój „garażowy serwis rowerowy”, o którym już kilka razy wspominał, ale na tym się kończyło. Poza tym, że Roch grzebie w piwnicy, to jeszcze wyjeżdża. Z dzieciorami i Żonką oczywiście, a w wolnym czasie – którego ma ciągle za mało – jeździ na rowerze. A przynajmniej stara się jeździć. Od czasu ostatniej notki w jeżdżeniu zaszło sporo zmian. Nie, Roch nie zmienił roweru i dalej uważa, że gravel to najlepsze, co przemysł rowerowy mógł dać światu (pomijając wszelkie zelektryfikowane i zamortyzowane gravele). Zmienił za to podejście do chwalenia się tym, że jeździł.

Jak zapewne wiadomo, poza blogiem Roch miał też fanpejdż i Instagrama. Z fanpejdżem rozstał się już dawno, nie zgadzając się z przygłupimi reklamami – a w sumie scamem – na Facebooku. Skasował i konto, i stronę. I właściwie nie odczuł żadnej zmiany. Etap „promowania i reklamowania” już mu minął – fajna przygoda, ale zabijała chęć do jeżdżenia, bo zawsze można było coś przy okazji polecić albo porobić jakieś rolki czy inne media. Zresztą – Roch nie umie w te nowoczesne media, a jeżdżenie zawsze miało dla niego jeden, nadrzędny cel: sprawiać przyjemność.

To samo powoli staje się z ostatnim medium społecznościowym, które Roch zachował, czyli Instagramem. Można było wrzucić fotkę i pochwalić się jakimś wyjazdem, ale finalnie Roch wolał pedałować, a nie czekać na idealne zdjęcie, żeby wrzucić je na Insta, bo „trzeba”. Od pewnego czasu Roch już nie wrzuca zdjęć – i dobrze mu z tym. Na brak atencji nie narzeka, bo zdjęcia, które robi, mogą zawsze wpaść na bloga. I do tego będzie dążył: jedno miejsce, w którym będzie wszystko. Nie spędzanie wieczoru na dodawaniu zdjęć i kminieniu tagów, żeby fotka „się sprzedała jak najlepiej”.

Dlatego nie wrzuca zdjęć piwnicy

na Instagrama. Bo nie ma sensu. To Rocha remont i Rocha miejsce, w którym będzie grzebał przy rowerze i robił kolejny zimowy projekt (o ile skończy piwnicę do zimy), który już jest opracowany, ale nim też Roch się nie chwalił. Zdjęcia piwnicy mogą trafić na bloga:

Zdjęcia nie są najnowsze, ale dobrze oddają to, co się tam działo. Mnóstwo niepotrzebnych rzeczy, które Roch wywoził na SPSZOK, jakieś szafki, była nawet kosa (tę Roch zostawił). Do tego w kilku miejscach naprawa ściany, a nawet wycięcie desek z podłogi i zrobienie małej wylewki. Wszystko samodzielnie. Oczywiście, nie wrzucając nic na social media, Roch pozbawia się szansy na jakiś barter z firmą od farb, betonu albo elektronarzędzi, ale póki co – sam sobie remont finansuje.

Do tego jeszcze wakajki, o których też nic nie wspominał na socialach – bo i po co? To miał być czas odpoczynku, bez lajków w tle. I taki był. Ale oczywiście, też może wrzucić fotki na bloga:

Tak, Włochy. Najlepsza pizza ever. W końcu Roch ma cel, do którego będzie dążył, bo to, co robił w domu, okazało się dalekie od ideału. Choć każdy zachwalał i były „ochy achy”, to po Włoszech Roch doszedł do wniosku, że musi jeszcze sporo popracować nad swoją pizzą.
W sumie te zdjęcia pojawiły się dopiero na blogu.

Tak więc życie poza Instagramem istnieje i Roch dobrze się w nim odnajduje. Na rower też idzie bez telefonu. To znaczy – urządzenie zabiera, ale tylko po to, żeby w razie czego wezwać wóz techniczny. Niedługo nawet telefonu brać nie będzie, bo w czasie „odwyku od social mediów” Roch pożegnał się też z Garminem.

Umarł król, niech żyje król

Z Garminem Roch się rozstał, bo miał okazję wymienić zegarek, a wprowadzenie przez Garmina płatnej subskrypcji tylko go w tym utwierdziło. Teraz Roch sprawdza godzinę na Samsungu Watch Ultra (ale nie tym z 2025) i jest nawet bardziej niż zadowolony. Samsung ciągle go chwali – że dobrze spał, że 3 km z dziećmi na rowerze to super jazda (Garmin uznałby to za stratę czasu i bezproduktywny trening), że wstanie od komputera i przejście do lodówki to super wynik – „i znowu żyjesz aktywnie!”

Serio, Samsung to taka babcia, do której się przyjeżdża i wszystko jest super, a na deser jeszcze ciasto z kruszonką. I kompot. I to jest wspaniałe.

Da się żyć bez mediów społecznościowych

Roch przekonał się, że odłączenie się od mainstreamu może przynieść wiele dobrego. Nagle proste wstanie od komputera i przejście do lodówki staje się „aktywnym życiem”, a jazda na rowerze nie sprowadza się do balansowania telefonem i nagrywania rolki. Można zrobić zdjęcie, potem je pokazać i powiedzieć: „o! tam było fajnie!”. Albo można go nie pokazywać. To nasz wybór.

Roch wybrał – jedyne miejsce, które będzie aktywne, to blog. I Strava. Bo „jak nie ma na Stravie, to nie było”. Bez reszty da się żyć, a jakość tego życia drastycznie wzrosła.

I ostatnie zdjęcie:

Najlepszy dzień ever!

Roch pozdrawia Czytelników.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *