Autor: Roch Brada

  • Kto by pomyślał, że ładna pogoda uziemi Rocha

    Wczorajsza temperatura, nawet w bagażniku, była jak chłodny wiosenny poranek. Dziś od rana było nieznośnie gorąco. Później tylko gorzej, w szczycie zabrakło skali na termometrze, a ta kończy się na 50°C. Oczywiście w słońcu, ale odejmując nawet 20°C temperatura w cieniu była ogromna.

    W takim upale rower nie wchodził w grę, nawet jak na Rocha było to ogromne ryzyko, nie wspominając o głupocie. Siedział w domu i pił, co tylko było pod ręką. Niby wieczorem zrobiło się chłodniej, ale i tak rower nie był możliwy.

    Pierwszy raz ładna pogoda uziemiła Rocha, a jutro ma być podobnie. Jak pada to nie dobrze, jak jest gorąco też źle.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Parno, strasznie parno

    Wczesnym porankiem Roch wlazł do bagażnika auta i zaczął szukać zwarcia, które robiło choinkę z samochodu. Po dłuższym czasie Roch czuł, że koszulka jest permanentnie mokra, ale trzeba było tą usterkę naprawić. W końcu udało się, póki co działa i świeci się to co ma się świecić, ale przy okazji Roch zepsuł żarówkę.

    Potem Roch wybrał się na rower, ale na rowerze było tak samo jak w bagażniku auta, gorąco i to bardzo. Roch planował jechać do Świerklańca, ale w połowie drogi odbił na Chechło i wracał do domu lasem, w którym był cień i odrobinę chłodniej.

    A jutro ma być jeszcze gorzej.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Udana przejażdżka

    W końcu udało się bezpiecznie wyjść na rower. Choć początkowo nie było to wcale pewne, ale trochę ryzyka zawsze musi być. Początkowo chmury nie wróżyły nic dobrego, a wręcz zapowiadały nadejście deszczu. Ostatecznie pogoda dopisała i można było trochę pojeździć.

    Roch wybrał się na Repty i później na Dolomity, z których dojechał aż na Suchą Górę, z której wrócił do domu. Gdyby wiedział co jego nogi planują to pewnie wziąłby aparat, ale nic straconego bo jutro może Roch popstryka jakieś zdjęcia, bo pogoda ma być jeszcze lepsza niż dzisiaj.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • A to wszystko przez jeden mały kabelek

    Poniedziałek nie należy do dni tygodnia, które są szczególnie lubiane przez Rocha, ale ktoś tak wymyślił, że będzie poniedziałek i już. Kalendarz Rocha był zapełniony, zaczynał się na 900, a kończył gdzieś na okolicach 1200, potem jeszcze tylko smaczny obiadek mamusi i można było iść na rower. Jednak plany zostało pokrzyżowane, bo okazało się, że samochód został cudownie ozdrowiony i sam Cudotwórca dzwonił, że można sobie przyjść i odebrać.

    Widmo bankructwa podążało za Rochem przez całe 600 metrów, bo tyle ma od siebie do warsztatu. To jeden z niewielu atutów mieszkania w tym, a nie innym miejscu. Na miejscu trwały ostatnie prace przy samochodzie, Roch poszedł się przywitać z Cudotwórcą, z którym już jest na \”ty\”. Okazało się, że kabelek jakiś tam od masy się poluzował i nie chciało działa. Wszystkie kabelki zostały sprawdzone, wyczyszczone i dokręcone. Koszt też niewielki, bo stałym klientom przysługuje zniżka, a ten kto jest z Cudotwórcą na \”ty\” to już w ogóle ma luksus.

    ****

    Później spadł obowiązkowy deszcz, który stał się elementem krajobrazu, niczym deszcze monsunowe gdzieś tam w Azji. W międzyczasie Roch poszedł do Marketu sprawdzić, czy jest kolejny numer gazety dla elektroników, bo 20 dzień miesiąca nastał i może rzucili już prasę na półki. Wracając z Marketu Roch zapragnął wyjść na rower.

    Pojechał był na Pniowiec i z powrotem, bo dzień się kończy, a wiatr wieje nie pozwalając Rochowi rozpędzić się. Po drodze spotkał jedną nieznajomą rowerzystkę i jedną znajomą nie-rowerzystkę. Jutro wtorek, czyli prawie koniec tygodnia, bo kalendarz coraz chudszy jest.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ma się tego nosa

    Może i pamięci Roch nie ma, bo coraz częściej zapomina o Blogu, ale ma nosa do pogody. Coś mu podpowiadało, że popołudniu będzie padać i Roch zdecydował się wyjść wcześniej, nie czekając na to, aż ktoś napisze do Rocha, bo i tak nie było na to szans. Ledwo Roch wyszedł z domu, a niebo zaczęło przybierać granatowy kolor. Roch zdążył pojechać na Repty, ale wracając słyszał jak burza powarkiwała na niego. W domu nie zdążył zdjąć butów, a szyby już były mokre.

    W tym roku burza to żadna nowość, jednak Roch zastanawia się, kiedy w jego autku będzie można czuć się jak nad morzem. Póki co stoi u mechanika, a Roch umiera z ciekawości, czy już ma swoje własne przewoźne morze, czy jeszcze trochę trzeba poczekać.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Porucznik Borewicz na tropie

    Tak się składa, że piątkowe wieczory Roch poświęca na przypomnienie sobie, jak to nasz dzielny i nie zastąpiony Porucznik Borewicz tropi złych i plugawych przestępców, którzy dopuszczają się niecnych występków. Porucznikowi Borewiczowi towarzyszy inny Porucznik, Zubek, nienachalnie elegancki służbista, który sypia z regulaminem. I tak, w towarzystwie dwóch Poruczników, Roch spędza ostatnie piątkowe wieczory.

    Niech ten wstęp będzie kolejny usprawiedliwieniem Rocha, który znowu zapomniał zasiąść do komputera i napisać co, co można by nazwać notką gdyby nie fakt, że często bywają krótkie i lekko nudne. Jednak u Rocha nic się nie wydarzyło, nawet rower był szybki, bo w tych upałach nie da się jeździć, a Roch wieczorową porą nie potrafi jakoś jeździć.

    Kończąc te wyjaśnienia Roch stwierdza, że wczorajszej cieszy winien jest Borewicz, Porucznik Borewicz.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • A po burzy nastała ładna pogoda

    Po wczorajszym polowaniu na pioruny, które jak na pierwszy raz wyszło całkiem nieźle, Roch postanowił, że wybierze się na dzienne fotografowanie, bo musi pracować nad sobą, żeby być coraz lepszym amatorem. Pojechał nie sam, ale z Aliną, której najwyraźniej taka forma jeżdżenia na rowerze odpowiada bardziej, niż tradycyjne pedałowanie. Roch też nie miał specjalnie ochoty uskuteczniać długich dystansów więc wspólnie wybrali się na jakiś “plenerek”.

    Początkowo pojechali na Dolomity, z których postanowili się nie ruszać się, bo wszędzie było błoto, po wczorajszej burzy. I tak Roch latał z aparatem, aż na koniec udało się zrobić zdjęcie kolejce wąskotorowej. Takie miał dziś szczęście.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Roch błaga: ciut chłodniej

    Był okres, że Roch narzekał na złą pogodę, bo deszcz, bo zimno, bo nie można jeździć na rowerze. Teraz jest ciepło, słonecznie i można jeździć na rowerze, ale Rochowi nadal jest źle. Tym razem jest mu za ciepło, o jakieś 10°C. Roch pije i pije i nadal jest mu gorąco, do tego stopnia cierpi, że wczoraj znowu zapomniał napisać co się u niego działo. Może to i lepiej, bo awaria samochodu i jego holowanie do warsztatu nie były jakoś specjalnie motywujące do lekkiej i łatwej twórczości, jaką Roch z uporem maniaka stara się uprawiać.

    Dziś Roch planował pojeździć na rowerze, ale był taki upał, że Roch przyssał się do butelek z wodą i ani myślał się odessać. Wieczorem zrobiło się chłodniej i Roch, wraz z Aliną, popedałowali na Świerklaniec, ale wystarczyło usiąść na ławce i znowu Roch chciał się do czegoś, lub kogoś, przyssać. W bidonie woda ciepła, co nie wpływało dobrze na Rocha. Gdy znowu pedałowali było lepiej, to znaczy chłodniej.

    Jutro Roch jest umówiony się na dzień zdjęciowy, więc będzie co pooglądać, o ile nie zapadnie ciemność na zdjęciach, co jeszcze Rochowi się zdarza.

    Roch chłodno pozdrawia Czytelników.

  • Bo wieczorem jest dobre światło

    Będzie krótko, albowiem Roch zapragnął dobrego, wieczornego, światła i czekał z rowerem, aż do wieczora. W okolicach 1900 pojechał na Pniowiec z aparatem i jego wysiłek został nagrodzony. Udało się uchwycić ważkę w locie; do tej pory nie wie jak mu się to udało. Po godzinie wśród komarów, które ucztowały na Rochu, wrócił do domu.

    Zdjęć, mało, ale zawsze coś, można oglądać na Pikasie:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Uciekając przed fankami

    Roch popełnił kolejny falstart, ale tym razem rowerowy. Spoglądając z rana w okno stwierdził, że popołudniu może, a wręcz będzie, padać. Chcąc uniknąć przymusowego postoju Roch ubrał się i punktualnie o 1000 był już gotowy do wyjścia na rower. Nie ujechał nawet kilometra, a z nieba lunął deszcz, który doprowadził Rocha do skrajnego zdenerwowania, bo próbował obejść pogodę, a ona i tak zagrała mu na nosie. Po powrocie do domu Roch porzucił wszelkie nadzieje na to, że będzie to niedziela rowerowa.

    Jednak z upływem czasu wychodziło słońce i pogoda robiła się coraz przyjemniejsza. W końcu Roch przemógł się i poszedł na rower licząc na to, że deszcz spadnie nie po kilometrze, a co najmniej po dwóch, a może po trzech. Jednak na deszcz nie zanosiło się i Roch udał się gdzieś dalej, bo taka pogoda może długo nie powrócić, choć od wtorku podobno ma być jak na Saharze.

    Roch pojechał do Świerklańca, ale ilość ludzi przeraziła lubiącego samotność Rocha i szybko wjechał w las, którym dojechał do Dobieszowic. Tam jedna rowerzystka chciała się z Rochem ścigać, ale on nie miał ochoty na taką “grę wstępną” i szybko zniknął jej z pola widzenia. Jednak takie “podchody” mają zawsze skutki uboczne. W przypadku Rocha było to całkiem nie oczekiwane dojechanie do Piekar Śląskich, które nie były Rochowi po drodze, no ale chciało się uciekać przed fankami.

    Z Piekar Śląskich Roch musiał wrócić w okolice Radzionkowa, z którego udał się na Dolomity, aby zakończyć dzień w kurzu i pyle. Z Dolomitów zjechał do bazy, na ciasto, które pod nie obecność Rocha zrobiło się, a które za Rochem chodziło od dawien dawna. Rekapitulując, co Roch spalił na rowerze uciekając przed fankami to wchłonął siedząc “przy korycie”.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Niezamierzony falstart

    Roch chciał napisać notkę wcześniej, ale jakoś tak mu się kliknęło, zaznaczyło i wysłał się jakiś dziwny post, z którym Roch nie miał nic wspólnego. Jeśli komuś pojawiły się jakieś alerty, że to już i teraz, to Roch przeprasza. Szybko to usunął, ale automat i tak był szybszy.

    Poza tym drobnym falstartem Roch był na rowerze, bo pogoda – choć nie pewna – to i tak była lepsza niż wczoraj. Roch wybrał się na Dolomity, tam trochę pojeździł i przeniósł się do Świerklańca, zahaczając o Radzionków i Dobieszowice. Na Świerklańcu trochę pokręcił się i wrócił do domu, jednak zahaczył jeszcze o lokalne morze, zwane Chechłem.

    Chciał zabrać aparat, ale pogoda nie gwarantowała, że Roch wróci do domu suchy, a nie warto ryzykować zalania (się).

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Nawet trzmiel ma już dosyć deszczu

    Rano pogoda zachęcała do rowerowych planów i Roch dał się porwać wyobraźni, która snuła – niczym pająk sieć – plany, gdzie Roch pojedzie i co zobaczy (lub co sfotografuje). Jednak plany zostały szybko zweryfikowane albowiem Codzienna Popołudniowa Burza™ ponownie rozszalała się nad smętnym blokowiskiem Rocha.

    Po ustąpieniu burzy Roch wyjrzał za okno i zobaczył trzmiela, który schował się przed deszczem w słoneczniku, który całkiem przypadkiem wyrósł u Rocha na balkonie. Nie czekając, aż odleci Roch zrobił mu zdjęcie, a nawet kilka i wrócił do domu, bo nadchodziła nowa chmura, z której też polało.

    Z roweru wyszło nic, null, void i Roch siedział w domu. Jutro, o ile nic nie stanie na przeszkodzie Roch będzie jeździł, ale znając życie to deszcz i pogoda pokrzyżują mu plany. Kończąc dzisiejszą notkę Roch dziękuję wynalazcy Nikola Tesli, który dziś obchodzi 153 urodziny.

    Nikola Tesla – The Forgotten Wizard
    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=gt8Y93k0pB0&hl=pl&fs=1&color1=0x3a3a3a&color2=0x999999&w=425&h=344]

    Roch pozdrawia Czytelników.