Awatar Roch Brada

Weekend bardzo wyprawowy

Wypraw ciąg dalszy — i to nie byle jakich wypadów, bo poprzeczka znowu została podniesiona, ale jeśli chce się pojechać na dwudniową wyprawę pod namioty, to trzeba się rozwijać i wypuszczać coraz dalej. Tym razem Roch nie musiał nic kombinować, bo każdy chciał jechać na rower, zjeść zupę z termosu i napchać się bezkarnie słodkim i rogalikami z Lidla (które są nabite po sam brzegi nadzieniem, polecajka). Plan na kolejny wyprawowy weekend był prosty — zaliczyć jakiś dalszy dystans, a najlepiej to jeszcze jakoś ogarnąć sobotę, żeby były dwa dni z długimi wypadami. I tak Roch przeszedł od pomysłu do realizacji. Weekend był rowerowy, a zaczął się od soboty.

Sobota

Sobota to tradycyjnie dzień BMX-a i pizzy. O ile BMX jest rano, to pizza jest wieczorem, ale te dwie rzeczy są niezmienne. Taka już tradycja. Jednak to, co pomiędzy ranem a wieczorem Roch robi, to już zależy tylko od jego widzimisię. A pomysł miał prosty — pojechać do Blachowni. W zeszłym roku pojechał tam nową trasą, która jest spokojna i praktycznie bez ruchu, czyli w sam raz na wypad z dzieciorami. Dzięki autostradzie można do Blachowni dojechać praktycznie bez jeżdżenia po drodze publicznej. Nie licząc krótkiego łącznika od autostrady, do ulicy Kopalnianej.

Tam właśnie jest wjazd na superowy odcinek bardzo lokalnej drogi przez las. Wyasfaltowana, z fajnymi zakrętami, czyli można jechać na spokojnie i nie nudzi się pedałowanie, jak czasem po prostej kresce. Na miejscu oczywiście lody, w nagrodę za dotarcie do celu i w ramach uzupełnienia energii i kawa, żeby zwiększyć poziom kofeiny we krwi. Po odpoczynku trzeba było wymyślić jak wrócić. Oczywiście można było wrócić tą samą drogą, ale to byłoby zbyt proste. Poza tym Roch chciał sprawdzić efekty ostatniego remontu ulic w tamtym rejonie.

Alternatywa prowadziła wzdłuż drogi z Częstochowy do Blachowni, mocno ruchliwej, po której strach jechać samemu, a co dopiero z dwójką dzieciorów. Jednak ostatnie remonty i przebudowy zaowocowały tym, że powstała tam droga dla rowerów. Całkiem spoko, długa, bo prawie do Blachowni, a końcówkę można pokonać chodnikiem. Ogólnie rzecz biorąc, nie jest źle, ale lepiej jest jednak jechać lasami i mniej ruchliwymi drogami. Alternatyw jest całkiem sporo, a tą drogą można śmignąć, jak trzeba szybko dostać się do z jednego punktu do drugiego.

Wypad całkiem fajny, nowe drogi poznane i sezon lodowy już czuć. Jak tylko słońce zaświeci, to w powietrzu unosi się zapach i smak lodów, a każda wyprawa musi kończyć się gdzieś w okolicach jakiejś lodziarni. Takie właśnie są uroki pedałowania z dzieciorami. Muszą mieć motywację i zapewniony odpowiedni poziom energii, żeby była chęć do pedałowania. To znaczy, chęć jest zawsze, ale odpowiednie pielęgnowanie tej chęci powoduje to, że pedałowanie jest coraz dłuższe.

Całkowity dystans26,92 km
Całkowite wzniesienie144 m
Poziom trudnościŁatwa, z jednym większym podjazdem
Kiedy najlepiej jechaćKażda pora roku, poza zimą
Nawierzchnia70% asfalt, 30% szuter – większość drogi przez las
Na jakim rowerzeDowolny
Odpowiednia dla dzieciDla trochę starszych będzie w sam raz


Niedziela

Kolejny dzień, kolejna wyprawa — tym razem sporo dłuższa, wręcz całodniowa i w podobnym kierunku, bo plan zakładał kolejny wypad do Poraja, ale tym razem beż użycia pociągu jako środka transportu. Dzień przed Roch z Żonką poszli do sklepu i wyposażyli wyprawę w nabite czekoladą rogaliki i batony, które będą fundamentem wyprawy do Poraja. Pogoda była pół na pół — jak to mawiają górale „albo będzie padać, albo nie” i dlatego właśnie Roch założył swoją sakwę na gravela, żeby przetransportować kurtki przeciwdeszczowe w razie jakby deszcz wygrał.

Droga do Poraja była podobna jak podczas poprzedniego wypadu, a w całym tym przedsięwzięciu chodziło bardziej o sprawdzenie, czy dzieciory przejadą dystans oscylujący w granicach 50 kilometrów. Oczywiście chodziło też o zupkę z termosu i całą otoczkę wyprawy, ale z tylu głowy było sprawdzenie, czy dzieciory ogarną. Tempo rekreacyjne, bez żadnych wyścigów — założeniem było dojechanie i niezmęczenie się, a przynajmniej minimalne zmęczenie. W końcu w planach są wypady dwudniowe, takie z namiotem i sakwami, które Roch też ma w planach kupić. Sama droga była już znana, Komoot był odpalony tylko awaryjnie, żeby pilnował zakrętów. Jednak tym razem nie było już jeżdżenia dookoła jeziora, bo w obie strony trzeba pedałować.

Okazuje się jednak, że bez żadnego problemu dzieciory poradzą sobie z takim dystansem. Droga przyjemna, wręcz rekreacyjna, jedynie co chwilę kropiło z nieba i to wprowadzało największy niepokój. Choć słońce świeciło, to deszcz potrafi chwilę popadać i przestać. Ta wyprawa skończyła się katarami u dzieciorów, bo trochę od wody ciągnęło, w lesie znowu ciepło, ale kropiło, a bąbelki nie chętnie chciały zakładać kurtkę i za chwilę ją zdejmować. Ogólnie rzecz biorąc, źle nie było, a katar to „wypadek przy pracy”, który po kilku dniach przeszedł.

Całkowity dystans50,57 km
Całkowite wzniesienie172 m
Poziom trudnościŁatwa
Kiedy najlepiej jechaćWiosna, Lato, Jesień
Nawierzchnia90% przyjemny szuter w lesie, 10% drogi rowerowe w mieście
Na jakim rowerzeDowolny
Odpowiednia dla dzieciJeszcze jak!


Roch pozdrawia Czytelników.


Opublikowano

w

, ,

przez

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *