wtorek, 30 lipca 2019

Słowo się rzekło, trzeba się przygotować

Po ostatniej petardzie, czyli starcie Rocha w maratonie MTB trochę czasu już minęło i Roch nawet miał ochotę zrezygnować, bo przecież nie opłacił jeszcze swojego startu to i nie musi się stawiać na linii startu, a tym bardziej na linii mety. Jednak wieści się rozeszły, kask się naprawia, W. szuka dla Rocha zatrzasków do kasku, ale przede wszystkim dzieciory już nie mogą się doczekać startu Rocha, więc Roch nie ma wyjścia i musi zapłacić za start i numer startowy. W głowie ma już swoje prywatne "hall of fame" startów w maratonach, bo chyba na tym się nie skończy.

Tak więc przygotowania idą pełną parą; poza organizowaniem spraw technicznych, Roch organizuje też sprawy duchowe, czyli biega i jeździ na rowerze żeby kondycja była przynajmniej symboliczna. Co prawda nie liczy na wygraną, ale chce się sprawdzić, czy jeszcze pamięta jak to się jeździło inaczej niż po ścieżkach rowerowych. Swoją drogą w takim tempie to Roch przygotuje się do triathlonu, a nie do maratonu, ale to i dobrze dla kondycji i zdrowia Rocha. Tak więc zgodnie z planem treningowym Roch biega, a w chwilach wolnych pedałuje.

Ostatnie pedałowanie było całkiem solidne, bo był upał, było słońce, cienia za to nie było, ale była Żonka, z którą pedałował w stronę Blachowni. Tam odpoczynek i z powrotem do domu. Kilometrów wyszło 33, ale to nie był koniec. Po sprawdzeniu jak mają się dzieci z dziadkami i czy dziadkowie nie mają dość dzieci Roch z Żonką pojechali jeszcze na przejażdżkę do centrum. Taką już rekreacyjną, z postojem na brower i z powrotem do domu. Tutaj wyszło 6 kilometrów.

Jednak i to nie był koniec. Skoro Roch trzyma się rygoru biegowego to miał jeszcze zaplanowane bieganie, więc po dwóch rowerach wskoczył jeszcze w buty do biegania i poszedł zrealizować trening. Roch przebiegł 2.5 kilometra zgodnie z tym co zegarek mu kazał. I tak się zastanawia nad sobą, bo niechybnie kolejny krzyżyk, w kalendarzu, się zbliża.

Od dawna nie czuł takiego parcia na sport, a już na pewno na bieganie. Jednak mając przed sobą cel, w postaci maratonu, chce przygotować się do niego najlepiej jak potrafi. Mógłby, oczywiście, przelać opłatę startową i poczekać na start licząc, że "jakoś to będzie", ale skoro podjął takie wyzwanie to musi zrobić wszystko żeby nie zwieść, przede wszystkim siebie. I ma już pomysł na swoje "hall of fame". W przyszłym roku planuje co najmniej 4 maratony obskoczyć. Zimą pojeździ na trenażerze, potem bieganie i będzie forma.

Kończąc Roch wrzuca wszystko, co przejechał i przebiegł. Chronologicznie.


Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 24 lipca 2019

Szanowni Czytelnicy, oto petarda!


Roch ma takie parcie na rower, że wystartuje w ostatnim w sezonie maratonie Bike Atlier w Częstochowie. Tak, dobrze czytacie. Roch wystartuje w maratonie, a bronił się przed tym ładnych *naście lat, nawet nie chciał startować w lokalnych zawodach wymigując się brakiem kasku. Teraz też kask potrzebuje dwóch części zamiennych, ale to już organizuje W. Roch tylko musi się przygotować na ściganie. Nie liczy na zwycięstwo, ale raczej na fajną przejażdżkę i sprawdzenie siebie, czy jeszcze pamięta jak się jeździ po korzeniach i innych przeszkodach. Kiedyś nieźle mu szło, ale czy teraz sobie poradzi? Na pewno będzie relacja, a może nawet Roch użyje GoPro.

Na wszelki wypadek Roch podał w zgłoszeniu numer ICE Żonki. Jakby coś się stało to będzie musiała Rocha zbierać z trasy. Tak więc teraz pozostaje zmienić nawyki jedzeniowe, zacząć się ruszać i nabierać kondycji. Wyścig już za 70 dni. Czasu coraz mniej. Z tej jakże doniosłej okazji powstaje również nowy tag, który będzie można obserwować: #rochsiesciga.

Roch pozdrawia Czytelników.


Dobre wieści, można znowu pedałować we czwórkę

O niczym Roch nie wspominał wcześniej, ale nie tak dawno temu Młoda nabawiła się kontuzji kolana. Przez to rower poszedł w odstawkę dopóki kolana nie obejrzał ortopeda. Jednak z tym też tak nie było kolorowo. Pierwszy z lekarzy okazał się specem w.. straszeniu. On bowiem chciał wbijać igłę w kolano, leczy osoczem bogato płytkowym od razu, bez żadnego potwierdzenia, bo "to na pewno nie zaszkodzi". Jednak nieufność Rocha wzięła górę i żadnego wstrzykiwania nie było.

Kolejna wizyta była zaplanowana u innego ortopedy, tego, który w przeszłości leczył dzieciorom biodra i którego polecała "Złota Pani Pediatrka". I tutaj po badaniu okazało się, że z kolanem jest wszystko w porządku, dodatkowo lekarz zbadał biodra, zrobił USG i zrobił dokumentację, czego poprzedni lekarz "zapomniał". Dla poprzedniego liczyły się tylko cebuliony i "na pewno nie zaszkodzi".

Taki krótki wpis, o tym, że Młoda może pedałować na rowerze, że kolano jest zdrowe, ale przede wszystkim o tym, że nie należy ufać lekarzowi, który podaje Ci rękę i ma całą ścianę certyfikatów i identyfikatorów z konferencji. Roch o tym się przekonał na własnej skórze i prawie na kolanie dziecka. Skończyło się dobrze, młoda może pedałować.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Młoda w swoim żywiole.


czwartek, 18 lipca 2019

No i udało się popedałować, choć nie do pracy

Tak jak Roch zapowiadał na swoim oficjalnym fanpage, tak też zrobił, czyli dziś poszedł na rower. A w zasadzie, to pojechał do pracy i po pracy dopiero poszedł na rower. Jednak od rana miał rower z tyłu głowy i miał wrażenie, że to uczucie go nie opuszcza. Nawet w samochodzie czuł, że rower jest za nim. W końcu jednak wyjął go z bagażnika, wskoczył w obcisłe i zaczął zastanawiać się gdzie tu pojechać, a wybór był bogaty. Koniec końców Roch postanowił, że pojedzie w stronę Chechła. Na Segecie i Dolomitach był już dwa razy, a w stronę Chechła w tym roku jeszcze nie pojechał. Skoro cel był wybrany to nie pozostało nic innego jak pojechać i go zrealizować.

Kiedy już dojechał do Chechła, spojrzał na zegarek i doszedł do wniosku, że ma jeszcze trochę czasu, więc spróbuje przejechać lasem do Świerklańca. Było to o tyle trudne, że w tych okolicach nie był już 7 lat, bo tyle już mieszka pod Świętą Wieżą. Jednak udało się dojechać i nie zaginąć w lesie, bo nikt nie wiedział gdzie Roch pojechał. Ze Świerklańca Roch wrócił już asfaltem, bo czas mu się kończył, ale planował jeszcze pojechać do Radzionkowa, przez Piekary Śląskie, ale to może uda się następnym razem.

Trzeba nabijać kilometry, bo na lipiec Roch podjął wyzwanie i zgodził się przejechać 200 kilometrów. W połowie miesiąca jest na początku tego, ale zostało mu jeszcze trochę czasu i może uda mu się osiągnąć cel i dostać nagrodę. A nagrodą jest.. zresztą to zostanie niespodzianką, o ile Rochowi uda się przejechać cały założony dystans to ją dostanie, a jak nie to przynajmniej nie będzie wiadomo co stracił.

Po drodze, oczywiście, była sesja na jego niedawno otwarte social media. Co prawda siebie Roch (jeszcze) nie wrzuca, ale kilka zdjęć roweru w ciekawych (jego zdaniem) kompozycjach się zrobiło. Kolejny rower może uda się niedługo znowu zrobić, a może nawet uda się coroczne Tychy zaliczyć. Powoli stają się one tradycją, a na miejsce spotkania Roch już dojeżdża bez nawigacji, a to o czymś świadczy. Na zakończenie zdjęcie roweru. W ciekawej kompozycji (jego zdaniem):


Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 15 lipca 2019

O tym jak przemycić rower do pracy

Ostatnio tak się składa, że Roch ciągle pedałuje. Jak nie ze Staśkiem, to z Żonką, a ma w planach też zabrać rower do pracy. Tam jeszcze nie był, a ostatnio administrator rozluźnił zakaz wprowadzania rowerów do budynku. Zaczynają z tego korzystać inne osoby, więc dlaczego Roch nie miałby z tego przywileju skorzystać. Trzeba tylko iść pewnie z rowerem i się uśmiechać, ten sposób podobno działa, więc Roch zastosuje swój uśmiech numer 2 i podąży pewnym krokiem ku schodom. Na wszelki wypadek jednak weźmie zapięcie ze sobą. Tak jakby uśmiech nie zadziałał, a krok nie był dość pewny.

Poza tym spokój, rower jest, czasem nawet dłuższy, ale do lipcowego celu, czyli 200 km, zostało jeszcze całkiem sporo, bo aż 180 kilometrów. Tak więc codziennie musiałby przejeżdżać około 12 kilometrów żeby wyrobić założony cel, a jak wiadomo nie zawsze jest okazja do pedałowania, ale może wypadami do pracy Roch nadgoni i zrealizuje postawiony sobie cel. Póki co to raz jest krócej, a raz dłużej, ale codziennie rower jest używany, a to już wielki postęp.

Obowiązkowe są wieczorne wycieczki rowerowe z młodzieżą, której to bardzo podoba się pedałowanie i już całkiem dobrze radzi sobie na rowerze. Nawet są pierwsze próby jazdy na stojąco, czy z jedną ręką. Dobrze, że kaski są na swoim miejscu. Przynajmniej głowy mają zabezpieczone. 

Na zakończenie ostatni wypad. Taki dłuższy.


Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 11 lipca 2019

I wjeżdża on, niebieski rower

Patrząc na ostatnie wydarzenia, Roch doszedł do wniosku, że w całym swoim życiu rowerowym nie miał tylu rowerów ile mają jego dzieci. Owszem, składał rowery, ale nigdy nie zdarzyło się tak, żeby miał kilka rowerów w domu albo garażu. Zawsze był jeden, który był udoskonalany i z którym dążył do perfekcji. Dopiero teraz Roch może powiedzieć, że ma rower perfekcyjny, szyty na miarę pomimo, że nie bawił się w żadne bike fity.

Jednak wracając do rowerów dzieci. Roch poruszył ten temat dlatego, że ostatnio Staś dosiadł kolejnego rowerka, już większego i okazało się, że pasuje on do niego. Owszem, jak przy każdym poprzednim rowerze Roch musiał skrócić sztycę, ale koniec końców Staś dostał nowy, większy rower. I dalej śmiga jak szatan, tyle, że na większych kołach. Młoda z kolei ma chwilowy przestój z powodu kontuzji kolana, ale wszystko idzie ku dobremu.

Poprzedni rowerek, zgodnie z zapowiedzią, został przekazany kolejnemu adeptowi sztuki kolarskiej. U Rocha zaś chwilowo cieniej z rowerem, ale zawsze coś, a to lekarz, a to co innego, ale w poniedziałek na pewno uda mu się trochę popedałować po starych śmieciach. Teraz śmiga z dzieciorami, może weekend będzie trochę bardziej rowerowy, o ile pogoda dopisze, a ta po fali upałów zrobiła się bardzo kapryśna, a patrząc w prognozę pogody widać 16 mm opadów w sobotę, więc pozostaje tylko liczyć na jakieś sprzyjające wiatry.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Nowy rower:


poniedziałek, 1 lipca 2019

Krótka przerwa się skończyła

I tak jak Roch pisał w poprzedniej notce, krótka przerwa się skończyła wraz z weekendem. Oczywiście w sobotę rower z dzieciorami, zaraz po tym jak Roch zwlókł się z łóżka, potem zabawa, zabawa. Popołudniu Młoda miała wyjście na urodziny, więc Młody wskoczył do fotelika i pojechali na wycieczkę rowerową, która ostatecznie skończyła się na lodach. Jednak trzeba było szybko wracać, bo w międzyczasie jeszcze były do obskoczenia imieniny i Roch musiał odebrać Młodą z urodzin.

Jednak to co wydarzyło się w niedzielę to była magia. Pierwszy rower był już rano, później dzieciory zadokowały się u dziadków, a że upał był nie do zniesienia, to Roch zbytnio nawet nie protestował. I tak z Żonką pojechali na rower. Trochę było ciepło, licznik wskazywał tylko 37°C - 40°C. Szybki postój na uzupełnienie elektrolitów, przejazd przez kurtynkę wodną i można było wracać. I to mógłby być koniec roweru, ale tak się złożyło, że Roch był jeszcze umówiony z dawno nie widzianym, a ostatnio odkrytym kolegą jeszcze z "pedałówy"*.

Tak więc na wieczór Roch zafundował sobie dodatkowe 10 kilometrów pedałowania. W sumie nie było źle, okazało się, że dzielą ich trzy ulice, a mówią, że Świat wcale mały nie jest. Tak więc może się okazać, że Roch będzie miał pierwszego towarzysza do pedałowania (oczywiście zaraz po Żonce), z którym co jakiś czas pokręci parę kilometrów. Podsumowując to wczoraj Roch objeździł wszystkich, bo i z dzieciorami był, z Żonką i na koniec jeszcze z zaliczył wieczorne pedałowanie ze znajomym.

Jedna z przykładowych tras:


Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
* - Szkoła podstawowa.

PS2.
Chociaż raz o czasie, czerwcowe statystyki. No nie jest źle, wręcz jest dobrze.